niedziela, 5 maja 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 45.


Z perspektywy Axla:

Ja pierdolę... No po prostu nie wierzę, że to już ten dzień. Dzień, w którym oficjalnie stanę się podnóżkiem mojej... żony? Erin? Przygotowania trwały od rana. Duff, Slash i reszta skakali wokół mnie, dopinając guziki w garniturze, poprawiając krawat, ulizując włosy, gładząc koszulę, pucując buty. Miałem ochotę rzucić to wszystko w cholerę, kazać im przestać odgrywać tą chorą szopkę, ale jakaś dziwna siła mnie powstrzymywała. Głos rozsądku. No i Michelle... Gdzie była? Co robiła? Czy się zjawi? Jej postać przewijała się w mojej podświadomości. Chwile, które spędziliśmy razem wspominałem jak widz w sali kinowej, gdzie wyświetla mu się jego biografię. Gdybym mógł cokolwiek zmienić... Cofnąć czas. Drzwi się otworzyły. Wyprowadzili mnie jak skazańca na szubienicę. Krzyki, błagania i prośby, to nie miałoby sensu. Uśmiechnąłem się blado, by stawić czoło przeznaczeniu.
Nigdy nie byłem specjalnym fanem kościołów, a ten, w którym miałem ożenić się z Erin przerażał mnie wyjątkowo. Muszę przyznać, wyglądała co najmniej olśniewająco w długiej, białej sukni i stając z nią przed ołtarzem przemknęło mi przez myśl, że ten los wcale nie musi być taki przeklęty i okrutny. Moja wybranka jednak musiała popsuć to wszystko dziecinnym komentarzem na temat uroczystości weselnej. Jej głos doprowadzał mnie do białej gorączki. Duff przytachał obrączki i poklepał mnie po ramieniu w przyjacielskim geście, który jeszcze bardziej mnie zdołował.
- Stary, chyba zaraz zwariuję - szepnąłem mu do ucha.
- To ty jeszcze nie zwariowałeś?
- Zabawne. - wycedziłem. - Jest tu Michie?
- Nie widziałem jej. Przykro mi.
Wtedy dopiero zrozumiałem tragizm całej tej komedii. Miałem właśnie złożyć przysięgę dożywotniej miłości i wierności kobiecie, z którą nic poza seksem mnie nie łączyło. Za to ta, którą kocham siedzi sobie w Londynie z jakimś niedorobionym transseksualistą. Rozglądałem się po wszystkich nawach, szukając zarysu jej twarzy. Nagle boczne skrzydło uchyliło się i weszła przez nie... Iron Maiden. Kamień spadł mi z serca, choć właściwie nie wiem dlaczego. Przecież sytuacja nie wyglądała przez to lepiej. Sama jej obecność sprawiała, że czułem się... swobodniej, pewniej, bezpieczniej... Kurwa mać, co ja najlepszego robię?!
Alice dorwała się do niej, przytuliła i zaczęły rozmawiać. Duff dołączył do nich i desperacko machał do mnie, gdy face to face ze mną stanął facet w sukience... to znaczy ksiądz.
- Witam wszystkich zgromadzonych. - ton jego głosu działał mi na nerwy. A może to przez stres? - Zebraliśmy się tu dziś, by ucelebrować związek dwojga młodych ludzi, którzy chcą dalej wspólnie iść przez życie. Jeśli na tej sali jest ktoś, kto sprzeciwia się zawarciu przez nich małżeństwa niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki.
Miałem nadzieję, że Chelly wydrze się na cały głos, ale zajęła miejsce w ostatniej ławce i siedziała cicho. Nikt nie wykrztusił słowa.
- Erin Everly. Czy bierzesz sobie tu oto obecnego Axla Rose za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci?
- Tak - odpowiedziała piskliwym głosikiem, śmiejąc się jak idiotka.
- Williamie Rose. Czy bierzesz sobie tu oto obecną Erin Everly za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci?
Chwila wahania. Co ja gadam? To były najdłuższe sekundy mojego życia. Coś się poruszyło na tyłach kościoła. To Michie poderwała się z miejsca i chciała ewidentnie dać nogę.
- Czekamy, panie Rose - poganiał mnie koleś w czarnym prześcieradle.
- Nie. - odparłem twardo. Michie stanęła jak wryta.
- Co proszę?! - zawyła Erin skowytem zabijanego zająca.
- Och, przepraszam. - uśmiechnąłem się - Nie, misiaczku. Prawda jest taka, że nie kocham cię Erin. Nie kocham, nie kochałem i nigdy nie pokocham. Wybaczcie, drodzy goście, ale to moja impreza. Michelle, wiem, że tu jesteś. Widzę cię, ciołku. Przepraszam za wszystko. Wybacz mi. Kocham cię, Iron Maiden. Potrzebowałem dużego wstrząsu, żeby się do tego przyznać.
- Axl, co ty wyrabiasz, do cholery?! - Erin piszczała mi do ucha, ale ją odepchnąłem.
Stałem tak jak idiota, czekając na ruch tej, którą kocham. Doczekałem się. Duff podbiegł do ołtarza i wrzasnął coś o Gunsach na co zbiegli się wszyscy członkowie naszego zespołu. Wnętrze kościoła wypełniły dźwięki Don't Cry. Ksiądz coś mamrotał, wymachując rękoma, ale nikt go nie słuchał. Przytuliłem ją tak mocno jak tylko pozwoliły mi na to ramiona.
- Boże, nawet nie wiesz debilko, jak się martwiłem... Przepraszam, że byłem takim dupkiem.
- Zostawmy to już, dobrze? - popatrzyła mi w oczy.
Slash pogonił księdza, który ukryty za kolumną ocierał łzę. Usłyszałem tylko strzępki tego co mówił wnosząc ręce do nieba.
- Trafił swój na swego. Pobłogosław ich, staruszku.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją. A później? To był najlepszy rockowy koncert w kościele jaki widziało Los Angeles.

Punkt widzenia Michelle:
Nie wiem, jak on mnie na to namówił...!!! Trzymaj za mnie kciuki, Tom!

Punkt widzenia zwyczajnego ćpuna.
Nie mam pojęcia, dlaczego dałem się zaprosić na ślub Axla i tej jego dupy. Przyznaję, całkiem ładna, ale coś mi nie grało w jej sposobie mówienia, poruszania się, czy chociaż patrzenia na szanownego pana Rudego. Kwestia gustu. Spoglądałem na to wszystko dość trzeźwym wzrokiem. Panna młoda wdzięczyła się do przyszłego małżonka, podczas gdy ten stał uśmiechnięty i... nie zwracał uwagi na brunetkę. Jego wzrok utkwił gdzieś indziej. Odwróciłem się. Zobaczyłem dziewczynę w pięknej czerwonej sukience do kolan. Miała na sobie do tego skórzaną kurtkę. Na jej głowie prezentowało się sporo długich loków. Wyglądała atrakcyjnie. Uśmiechnęła się, machając do mnie. Odwzajemniłem to. Nie mogłem oderwać od niej oczu...
- NIE! - usłyszałem zdecydowany sprzeciw mężczyzny.
- CO?! - zapytały jednocześnie Erin i dziewczyna, wyglądająca na równie zszokowaną - aż stanęła w drzwiach! Usłyszałem następnie w odpowiedzi przemowę Axla. Nie pamiętam dokładnie, ale dusza zjaranego romantyka każe mi zacytować:
- Nie, misiaczkuuuu! - zaszczebiotał w stronę Erin. - Jest tu ktoś, kogo kocham bardziej od Ciebie.
- Ode mnie? Ależ to nie tak, jak myślisz... - odezwałem się nieproszony. Goście obrzucili mnie pogardliwym spojrzeniem, ale Axl zaczął się śmiać.
- A Wy, głupie pizdy, jak przyszłyście się pośmiać, to wypierdalać z kościoła.
- Proszę się tak nie wyrażać w obecności Boga! - wrzasnął ksiądz.
- MOJA IMPREZA! I CHUJ! - wrzasnął jeszcze głośniej pan młody, rozwścieczony z powodu zjebania chwili. Odetchnął, po czym kontynuował:
- Jest tu ktoś, kogo raniłem, i kurewsko za to przepraszam. Zrozumiałem swoje błędy i chciałem...
- Kochanie... proszę Cię...- zakwiliła żałośnie Erin, próbując skupić uwagę na mediach. Wiesz, Playboye, CKM  i tak dalej.
- Spierdalaj, szmato! - odepchnął ją na duchownego. Pobiegł w stronę ciemnowłosej dziewczyny.
- Michelle... kocham Cię. KOCHAM, KURWA!
Zdegustowani goście spojrzeli z odrazą na kobietę tkwiącą w objęciach wokalisty. Ja, idąc na przekór... poklaskałem. Czułem, że to właśnie oni stanowią jedność... Axl i Michelle, nie goście... aż tak mnie nie pojebało!
- Przepraszam Cię za wszystko. Nigdy nie chcialem Cię ranić... - docierał do mnie głos Axla, jednak bardziej się skupiłem na pannie młodej pozującej na zranioną dziewczynkę zostawioną przy ołtarzu. Widzę, że wielu paparazzi się to spodobało. Nie chciałem tego komentować.
- A Ty, głupia zdziro, spływaj! To moja scena! - wstał wysoki facet i ruszył w kierunku ołtarza. Następnie przestawiał stoliki i działam cuda z nagłośnieniem.
- Proszę wyjść! WSZYSCY, WYNOCHA! - ksiądz nie wytrzymywał nerwowo.
- To dom Boży. Nie księdza! - wtrąciła się ciężarna dziewczyna. - Proszę o ogarnięcie dup, Maestro idzie! - wskazała tu na Slasha idącego ze swoim Les Paulem. Dołączył do tego wysokiego. Razem rozpierdalali całą budę. Izzy dobiegł do nich, a następnie Steven przestał się obściskiwać z Erin przed kamerami - zepchnął ją z ołtarza i powiedział, żeby się nie martwiła, bo kamera ją kocha. Zaśmiałem się. Cały zespół działał zgodnie z rytmem. Michelle, o ile dobrze zapamiętałem jej imię, podeszła do księdza skulonego w rogu kościoła.
- Zapłacę. Teraz... spieprzaj, dziadu! - pomachała przed nim banknotem studolarowym. W tle słyszalem pierwsze dźwięki Don't Cry. Dopiero teraz dotarło do mnie, że ten wysoki facet to... Duff McKagan! O kurwa! Ale miałem chęć go przelecieć...
Byłem nieco ujarany, przyznaję. Może niektóre rzeczy mi się przywidziały, ale i tak było zajebiście!
Chwila, chwila, coś się dzieje!
Pierwszy taniec. Axla i Michelle. Nie Erin. Axl i Michelle kołysali się w rytmach muzyki, którą sami tworzyli. Śpiewali razem.
Podszedłem do Izziego masturbującego gryf gitary:
- To jest najzajebistszy ślub, na jakim byłem! - wydarłem się mu do ucha.
- Nadal jesteś, stary! Trzymaj - wskazał swoją kieszeń ruchem głowy. Wyjąłem z niej woreczek z białym proszkiem.

6 komentarzy:

  1. AAAAAA PŁACZE, JESTEŚCIE ZAJEBISTE!

    OdpowiedzUsuń
  2. w końcu !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy będzie wreszcie nowy rozdział ?????
    Czekam z niecierpliwością już od pary dni bo dosłownie kocham te opowiadanie. :))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Sądzę, że ukaże się przed weekendem :).
    Pierdolona szkoła i ogół dorosłych nie daje pożyć w świecie Gunsów :(.
    Nie ciąć się, żyletki na bok!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet się nie warze,ale wiem że napewno warto będzie poczekać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękujemy za uznanie :).

    OdpowiedzUsuń