czwartek, 25 kwietnia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 43.

Michelle:

- Możemy iść?
- Chwila, tylko domaluję rzęsy! - po tych słowach dał się usłyszeć trzask upuszczanych kosmetyków.
- No rusz dupę, spóźnimy się!
- No, już, już!
Wyszedł z łazienki.
- Jak wyglądam? - Tom okręcił się wokół własnej osi, pokazując ubranie i makijaż.
- Poza tym rozmazanym tuszem, niewydarzonym kolorem szminki i fioletowymi butami wyglądasz całkiem nieźle. Mógłbyś konkurować z Nikkim Sixxem o 1. miejsce wśród Miss Glam Metal Chicks. Możemy już w końcu iść?! - zniecierpliwiona zerknęłam na zegarek.
- Dobrze - uśmiechnął się chłopak. Podszedł do mnie, aby ucałować mój policzek, jednak odepchnęłam go delikatnie, mówiąc, że nie lubię śladów mazideł na twarzy. O dziwo, nie obraził się. Rozmawialiśmy na temat koncertu, każde z nas miało emocje wypisane na twarzy.
- To już finałowy koncert z ich trasy... potem wracają do LA. Słyszałaś o tym, że Axl ma wziąć ślub z panienką z klubu nocnego?
- Że słucham?! - zatkało mnie. - Znaczy... eee, nie, coś Ty! Jak ona się nazywa? - próbowałam nadać swojemu głosowi naturalny ton. Tom bez wahania odpowiedział. Erin Everly.
Erin.
Ta Erin.
Nasza kochana, słodziutka Erin jako tancerka...?!
- Wiesz, strasznie mnie ten temat zaciekawił. Możesz zdradzić coś więcej? Znałeś ją? - gadałam, nie mogąc się opanować. Tom z uśmiechem opowiedział mi jej historię. Wynikło z niej, że Erin była biedną, skromną dziewczyną. Nie miała innej opcji, tylko musiała tańczyć za pieniądze w klubie. Zarabiała ponoć dużo, podobała się klientom. Ona sama nie była z siebie zadowolona, jednak zmieniło się to, gdy poznała Axla - miała dla niego zatańczyć, jednak on nie chciał za to zapłacić. Zamiast tego rozmawiał z Erin jak z normalną dziewczyną. Tom w swojej opowieści zwrócił uwagę na fakt, iż brunetki z dużym biustem są w typie Rudzielca. Uśmiechnęłam się smutno, a on kontynuował:
- Erin bardzo dobrze wiedziała, że trafiła na bogatego naiwniaka, który spełniłby każde jej życzenie. Skromna, ale i cwana była z niej dziewczyna - westchnął żałośnie.
- I co dalej? - nalegałam.
- Odbiło jej. Zachowywała się jak jakaś pierdolona gwiazdeczka. Axlowi sie to bardzo spodobało, więc wziął ją ze sobą do LA. Z tego, co wiem, ona z nim mieszka do tej pory. Żałuję, że trafił na taką kretynkę... - pokiwał głową. Skąd ja to znam...
- Mam nadzieję, że będą szczęśliwi... i w ogóle... - wyjąkałam. Myślałam nieustannie o tym, że będę podziwiać Gunsów na scenie. Tom, przypuszczam, również był nakręcony. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, okazało się, że zespół się spóźnia.
- Nic nowego - zaśmiał się Tom, jakby czytał w moim myślach. Odwzajemniłam grymas.
Minęła godzina.
- KURWA, GUNSI! - wrzasnął koleś będący za moimi plecami. Z wrażenia Tom wypluł na mnie swojego przemyconego Danielsa.
- Kurwa, Erin! - odkrzyknęłam w odpowiedzi. Nie dziwię się, że fani nietypowo zareagowali na zjawisko, które wystąpiło na scenie. Mianowicie, na niej znalazła się panna Everly. Może już Pani Rose, nie orientuję się, czy już wyszła za szanownego pana wokalistę. Jestem pewna, że w moich oczach zapłonęły ognie wściekłości. Ewentualnie przygotowały się pająkowate smarki. Cokolwiek, byle ją zniszczyć. Ech, ta zazdrość!
Erin stała na scenie, przy mikrofonie. Rozejrzała się po widowni, po czym zaczęła mówić.
- Prrrrrrrr, proszę paaaa, prrrr, yyy...Gun...pfff...
Dusiłam się ze śmiechu. W końcu mikrofon i problemy trawienne to rzadkość przy koncertach...
- KURWA MAĆ! - wrzasnęła świńskim głosem pseudoprezenterka. Nigdy nie spodziewałam takiej akcji. Po pierwsze...
- HAHAHA! EERIN przeklnęłaaaaa! - Tom w istocie dostał ekstazy. Ja patrzyłam na niego z kolei jak na kosmitę. Chłopak się nieźle bawił. Wysłuchiwaliśmy dalszego przemówienia Erin.
- ... wystąpią Guns N' Roses!
Nagle na scenie występuje małe poruszenie. Ktoś podchodzi do brunetki i mówi jej coś do ucha. Teraz nam to przekazuje.
- Przykro mi, ale dostałam wiadomość, że Slash zaliczył zgon... czyli nie żyje. Wieczny odpoczynek...
Axl wparował na miejsce dziewczyny, spychając ją brutalnie z piedestału.
- Przepraszamy za nią. Jest nowa - uśmiechał się. Fanki piszczały z podniecenia. Dołączyłam do nich. O dziwo, Tom piszczał głośniej niż ja. Nie przeszkadzałam mu.
- Wystąpią Gunsi, panowie, panie i transi! - Duff podszedł do wokalisty, krzycząc te oto słowa do mikrofonu. Axl się odsunął od basisty, zaczął wrzeszczeć. Do pisków dołączyły perkusja, gitary, i cudownie zmartwychwstały Slash. Na jego widok Erin aż podskoczyła. Nie rozumiałam tego.
- Uu, Think About You! - wrzasnął Rudzielec wywołując ciarki. Uśmiechałam się i gapiłam jak zahipnotyzowana.
- I think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
Po tych wersach Axl puścił oczko. Wyraźnie... do... mnie...!
Do mnie! Do mnie, kurwa!
- Mam nadzieję, że mi się zdawało... - burknęłam w stronę Toma.
- Aaale co? - zapytał chłopak.
- Puszczenie oczka - odpowiedziałam. Staliśmy w drugim rzędzie, więc Tom musiał to zauważyć.

- Ten numer dedykujemy przyjaciółce, która nagle zniknęła z naszego życia, jednak pragniemy, aby wpierdoliła się w nie z powrotem! Czekamy, kurwa! - uśmiechnął się Axl. W tle rozlegały się pierwsze dźwięki piosenki My Michelle. Publika zaczęła szaleć przy mocniejszym uderzeniu. Duff zerkał co chwila na mnie i Toma, coś podejrzliwie. Pokazałam mu dowcipnego fucksa. Przyjął to z uśmiechem, wystawiając mi język.
Well, well, well, My Michelle...

Z perspektywy Alice:
Dziewczyna w zaawansowanej ciąży na rockowym koncercie musiała wywołać ogólne zainteresowanie. Cieszyłam się popularnością, przepuszczano mnie, gdziekolwiek bym nie poszła, więc mogłam swobodnie rozglądać się za Michie. Wiedziałam, że nie przegapi koncertu Gunsów, choćby miała wydać na bilet całe swoje marne oszczędności. Martwiłam się cholernie o to, jak sobie radziła po powrocie do Londynu. Odkąd stało się jasne, że tam jest Axl z ekipą zorganizowali małą trasę w Europie. Łaziłam więc między ludźmi starając się ją wypatrzeć. Nagle poczułam jakbym dostała porządnie w mordę. Stała w towarzystwie pewnego mocno umalowanego kolesia... Nie... To nie mógł być... O kurwa! TOM!
Wdech, wydech... I inne pierdoły w stylu policz do 10. Dostałam nagłego przyspieszenia.
- Michelle Knowles! - wrzasnęłam. - Wytłumacz mi do jasnej cholery, dlaczego jesteś w Londynie, zwiałaś z domu i jeszcze przyszłaś na koncert Gunsów z... wokalistą Cinderelli!
- Alice... - zmieszała się. - Tom, to jest Alice, moja przyjaciółka i dawna współlokatorka, która chwilowo niedomaga z powodu ciała obcego spłodzonego z Duffem McKaganem, którego masz przywilej teraz podziwiać na scenie.
Wybałuszył gały, jakby patrzył na przybysza z innej planety, tylko dlatego, że nosiłam pod sercem dziecko basisty znanego, rockowego zespołu. Ech.
- Dobra, skończ z tym i odpowiedz.
- Seeerioo? - nie dowierzał i darł się wniebogłosy.
- Zamknij się! - miałam ochotę uderzyć go w tę jego cudną, piękną, fantastycznie wyeksponowaną makijażem twarz... Rozmarzyłam się.
- Alice, nie wiem co macie zamiar teraz zrobić, ale nie wrócę do LA. Nie mogę. Nie pytaj o nic, tylko idź do Duffa i bądź szczęśliwa, dobrze?
- Co ty pierdolisz?!
- Do jasnej cholery! Dajcie wy mi kurwa wszyscy święty spokój!!! - krzyknęła i zniknęła w tłumie.
Nie była w ciąży, więc miała mały problem z przebrnięciem przez tuziny rozhisteryzowanych fanów.
Chciałam ją zatrzymać, ale Tom mnie powstrzymał.
- Nie porozmawiasz z nią teraz. Masz tu numer telefonu - nabazgrał kilka cyferek na paragonie wyjętym z kieszeni ramoneski i wcisnął mi w dłoń - Zadzwoń wieczorem. A teraz idę ją gonić. Pozdrów Duffa i powiedz, że jestem jego idolem! Kurwa, nie idolem tylko fanem. FANEM! Number one! Duff forever!
Stanęłam jak wryta, męcząc ten cholerny świstek papieru. Patrzyłam jak Michelle znika z naszego życia. Miałam tylko nadzieję, że kiedyś wróci.

Z perspektywy Alice:

Wróciliśmy do hotelu późnym wieczorem. Co ja się oszukuję? Na zewnątrz już świtało, gdy Axl otworzył na oścież drzwi naszego tymczasowego lokum. Od razu pobiegłam do telefonu, nie zważając na porę, wykręciłam nabazgrany na paragonie numer. Przez dłuższą chwilą Gunsi gapili się na mnie jak na uciekinierkę z psychiatryka, ale gdy z ruchu moich warg wyczytali "Michie", usiedli i z niecierpliwością oczekiwali jakichkolwiek wiadomości.
Pierwszy sygnał...
Drugi...
Trzeci...
Kurwa, odbierz!
Czwarty...
- Halo? - no wreszcie! Odebrała ta, z którą przypadkiem właśnie chciałam rozmawiać.
- Nie waż się odkładać słuchawki, słyszysz? - powiedziałam dobitnie.
- Alice? To ty? Dlaczego dzwonisz tak wcześnie? Wiesz, która jest godzina, do kurwy nędzy?
- Tak, wiem. Ale musiałam natychmiast cię usłyszeć. Tęsknimy za Tobą. Wszyscy, bez wyjątku.
- Super - rzuciła z ironią - Coś jeszcze?
- Co się z tobą stało? - zapytałam w desperacji.
- Nie mogłam już wytrzymać i tyle. Musiałam wyjechać.
- Ale dlaczego? - nie chciałam dać za wygraną.
- Posłuchaj, jestem zmęczona, chce mi się spać. Dajcie mi spokój, dobrze?
- Michelle.. - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Pa, mamuśka. Trzymajcie się.
Osunęłam się na najbliższy, pluszowy fotel. Lubię hotelowe pokoje właśnie dlatego, że mają takie zajebiste fotele. No i na upartego dobre żarcie. Duff natychmiast znalazł się przy mnie. Kochane stworzenie.
- Co powiedziała? - spojrzał mi prosto w oczy tym wnikliwym wzrokiem.
- Że mamy dać jej spokój...
Wszyscy naraz ciężko westchnęli. Slash jednak nie umie długi czas podziwiać piękna paneli podłogowych, więc...
- To co? Butelka Danielsa na rozluźnienie?
Westchnęliśmy ponownie, ale zgodziliśmy się, bo w końcu nic lepszego nie mogliśmy już zrobić. Piliśmy bez Axla. Wyszedł bez słowa.

1 komentarz:

  1. japierdole, ZAJEBISTE! mam nadzieję że następny rozdział pojawi się szybko:)

    OdpowiedzUsuń