poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 42.

Punkt widzenia Michelle.

Minęło już parę dni mieszkania z Tomem. Parę dni z dala od LA. Tego tak naprawdę było mi trzeba. Nie jestem pewna jednak co do tego, że spanie na podłodze można zaliczyć do przyjemności. Jednak, po głębszym namyśle (i pewnie głębszych kieliszkach) stwierdzam, że wolę moją podłogę niż ulicę pełną transów.
- Michelle, możemy pogadać? - Tom zapukał do łazienki, podczas gdy brałam prysznic. Przyznaję, że w elegancki sposób przerwał on moje rozmyślania.
- Nie teraz, może za chwilę? - próbowalam przyspieszyć ruchy, ponieważ ten człowiek jest nieobliczalny.
- Spoko. Czekam w kuchni - aż usłyszałam jego uśmiech. W milczeniu dokończyłam przygotowywanie się na kolejne powitanie dnia. Znowu. Zajebiście. Powitajmy kolejny dzień nic nie robienia, chlania i okazjonalnego ćpania.
- O co chodzi? - stanęłam przy wejściu do mojego centrum dowodzenia. Radosny chłopak rozdziawił usta, widząc moją bluzkę z logo zespołu Cinderella. Chyba niczego innego przykuwającego uwagę nie miałam.
- Usiądź - zaproponował, klepiąc krzesło. Posłuchałam. - Lubisz ich? - wskazał na kawałek materiału służący aktualnie za moje ubranie. - Ja właśnie też! - nie pozwolił mi odpowiedzieć, za to zaczął gadać jak nakręcony o tym zespole. Nie ukrywałam, że brzmieli fajnie, jednak nie byłam na żadnym ich koncercie i nie mogłam widzieć składu grupy. Słyszałam coś niecoś o nich od Vicky. Opowiadała mi, szczególnie o wokaliście. Wokalista... mam, cholera! Ten głos, ten wygląd, i ogólny sposób poruszania się (jeśli mam wierzyć opowieściom kuzynki, to jestem na dobrym tropie!).
- Ty jesteś wyjcem Kopciuszka! - moim okrzykiem zdziwienia przerwałam tyradę Tomowi. Zapanowała niezręczna cisza.
- Wyjcem?! - zapytał zbity z tropu.
- Przepraszam. Wokalistą - przykleiłam uśmieszek.
- Tak! Skąd wiedziałaś? - uściskał mnie, niemal dotykając przy okazji wargami mojego policzka.
- U-uuch... - nie mogłam oddychać - puuść mnieee! - wycedziłam. Uścisk nieco się rozluźnił. - Co chciałeś mi powiedzieć, panie Keifer?
- Otóż chcialem Cię zaprosić na koncert Gunsów. Przeczytalem w Twoim pamiętniku, że uwielbiasz hard rocka, i nie pogardzasz też glam metalem, więc pomyślałem, że może pójde z Tobą na...
- Tak! Dziękuję, że o mnie pomyślałeś! - cmoknęłam go w policzek, modląc się, aby się w końcu zamknął. Miałam szczerze mówiąc dość jego paplania, widocznie taka jego natura. Tom siedział na swoim miejscu, nieco zarumieniony. Nieco speszona wstałam z krzesła, mając zamiar zrobienia kawy.
- Michelle... ale fajna z niej dupa! - usłyszałam ściszony głos Toma.
- A z Ciebie fajny dupek - uśmiechnęłam się.
- Czytasz mi w myślach?! - zapytał nagle ożywiony, i zawstydzony.
- Właśnie nie. Powiedziałeś to na głos, Dupku - podałam mu kubek pod nos. - Może kawy?
- Chętnie.
Przygotowałam napój, jednocześnie nucąc Used To Love Her. Kopciuszek dołączył do mnie. Ujrzałam go kołyszącego się w rytm piosenki, jakby ją słyszał. Ośmieliłam się nieco i zaczęłam śpiewać.
- Weź, przestań fałszować! - oburzył się Tom.
- A Ty piszczeć - odpyskowałam. - A kiedy jest ten koncert?
- Jutro wieczorem, masz calkiem blisko. Mówi ci coś... Stadion Wembley?
- Serio? - zapytałam z powątpiewaniem.
- Jasne. Spójrz przez okno.
Spojrzałam. Tom podszedł również do okna i zaczął mi pokazywać miejsce, w którym mamy się dobrze bawić. Przy muzyce Gunsów w końcu nie idzie się źle czuć - przyznałam w duchu, czując ukłucie tęsknoty. Szybko je zdusiłam. Przytakiwałam Tomowi. Kiedy już skończył objaśnianie, podziękowałam mu jeszcze raz za to, że mnie zabierze. Miałam nadzieję, że będę mogła patrzeć na chłopaków jak na obcych ludzi. Chociaż...? Nie. Jutro się zabawię jak zwyczajna, niczym się nie wyróżniająca, najbardziej napalona fanka Gunsów.

Punkt widzenia Alice.

Wraz ze wschodem słońca obudził mnie wrzask Izzy'ego. Wstałam lewą nogą i miałam ochotę zrobić mu wielką krzywdę za ten poranny zryw.
- Mamuśka, musimy pogadać - rzucił zamiast powitania.
- A może tak najpierw: "Cześć Alice, przepraszam, że Cię obudziłem"? - syknęłam.
- Nie mam czasu na uprzejmości. Ubierz się i chodź.
Po kilku minutach wtoczyłam się do kuchni, gdzie siedział ów ranny ptaszek. Brzuch osiągnął już niemałe rozmiary i znacznie utrudniał mi normalne funkcjonowanie. Ku mojemu zdziwieniu Izzy skrzętnie stukał w kalkulator.
- Patrz na to - pokazał mi wynik.
- No co? Cyferka. Brawo, nauczyłeś się liczyć z pomocą kalkulatora. Jestem z ciebie dumna! - chwycilam go za policzki na babciny sposób. Odepchnął mnie delikatnie ze względu na dziecko.
- Nie rób sobie jaj, dobra? Ta cyferka to dowód na twoje kłamstwo.
- Nie rozumiem.
- W którym miesiącu ciąży jesteś?
- W szóstym, geniuszu! - uderzyłam go w ten pusty łeb.
- Mam propozycję. Urodzisz w końcu małego gitarzystę, przestanie Ci odpierdalać i wszyscy będą szczęśliwi? - zakpił Izzy. Nigdy nie słyszałam jego w takim stanie.
- Niech zgadnę, za mało koki? - zagadnęłam ponuro.
- Taaaak! Tak, kurwa! - w tym momencie zdębiałam zupełnie. Mianowicie Stradlin zalał się gorzkimi łzami. Podałam mu gitarę.
- Opisz swój żal... to takie smutne! - drwiłam z biednego ćpuna głaszcząc go po głowie. Spojrzał na mnie w wyrzutem.
- Nie zmieniaj tematu! Duffa poznałaś później. Co tu jest grane? - pytał, jednocześnie brzdąkając pojedyncze akordy.
- Co? Ah, to! Więc...
Poczułam, że się rumienię. W gardle momentalnie mi zaschło. Izzy jednak nie dawał za wygraną i musiałam wyznać mu prawdę. Nieważne, że była niezbyt miła.
- Duffa znałam już dużo wcześniej - szepnęłam.
- Co? Niby jak?
Podeszłam do kranu i napełniłam szklankę wodą. Jej zawartość wypiłam na jednym wdechu.
- Po prostu. Poznałam go wcześniej na koncercie. Oboje byliśmy pijani...
- I poszliście do łóżka? - dokończył za mnie.
- Mniej więcej.
- Ale przecież mówiłaś, że jesteś dziewicą.
- Raczej to nic szlachetnego kochać się z facetem poznanym na koncercie po pijaku!
- Ale nawet jemu powiedziałaś, że jesteś dziewicą! Nie wierzę, że się nie skapnął!
- W takim razie kiepsko go znasz.
- Dlaczego mu o tym nie powiedziałaś? Dlaczego mówisz to dopiero teraz? - przyczepił się do mnie jak rzep psiego ogona.
- Nie chciałbyś raczej być z dziewczyną, która daje się przelecieć w klubowym kiblu. Zresztą, sprawdziłam też czy mnie pamięta. Okazało się, że zapomniał, że miał ze mną wcześniej do czynienia.
- O czym zapomniałem?
Podskoczyłam na krześle i upuściłam szklankę, która rozbiła się w drobny mak. Duff, nie wiadomo nawet kiedy, wszedł do mieszkania i usłyszał fragment rozmowy.
- Duff, kochanie... - jąkałam się.
- To może ja wyjdę. - Izzy poderwał się z miejsca - Miłego dnia, mamuśka.
- Ty gnoju, zostawiasz mnie teraz?! - wrzasnęłam, ale już go nie było. Zostawił za sobą tumany kurzu, jak w kreskówkach.
- Alice, wszystko w porządku? - basista położył swoją dłoń na moim kolanie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie...
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć.
- O czym mam ci powiedzieć?! - zaczęłam krzyczeć - O tym, że nie pamiętałeś, że dwa miesiące przed naszym "pierwszym" spotkaniem przeleciałeś mnie w kiblu?!
- Co proszę?! A ja myślałem, że mnie z Izzym zdradzasz! - wybałuszył swoje piękne oczy. Udałam, że nie usłyszałam pretensji ukochanego.
- Tak, kochany. Wrześniowy koncert w LA' Troubadour.
- Ale przecież... jak to wrześniowy?! Co? - zbiłam go z tropu.
- "Poznaliśmy" się w listopadzie. Proste, nie? Ekhem... Wiem, okłamałam Cię. Powiedziałam, że jestem dziewicą. Chciałam się przekonać czy pamiętasz. Jak widać byłam tylko kolejną dziewczyną z listy.
- To nie tak! Mówiłem ci, że przed tobą spałem z wieloma kobietami, ale...
- Tylko we mnie się zakochałeś.
- Dokładnie! I to nie tak, że zapomniałem. To znaczy, fakt, nie pamiętałem tego, co się stało, bo byłem pijany...
- Dobra, skończ to tłumaczenie...
- Nie możesz być na mnie za to zła! Ty też zawiniłaś!
- Nie mówię, że nie.
- Ale tak dziwnie na mnie patrzysz... - uśmiechnął się.
- Wiem, Duff. Jesteśmy debilami. - pocałowałam go w policzek.
- Czyli nie jesteś zła?
- Koniec końców, to ty mnie rozdziewiczyłeś, a nie jakiś typ z pod ciemnej gwiazdy.
- No, nie powiedziałbym, że jest się z czego cieszyć.
- W sumie, ty wyszedłeś chyba z pod najciemniejszej gwiazdy.
- I za to mnie kochasz - wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju.
- Idioto, co ty do cholery wyprawiasz?!
- Nic, zupełnie nic... - przybrał minę niewiniątka i pocałował mnie. Tak seksownie ściszył głos... ciarki przebiegły po mojej skórze.
- Jesteś świrnięty, ale i tak Cię kocham.
- A ja kocham Waszą dwójkę - dotknął ukradkiem mojego brzucha.
- Teraz chciałabym tylko, żeby Michie się znalazła... - powiedziałam, wtulając się w przyszłego tatuśka. Nie ma to jak ramiona ukochanego mężczyzny. Jestem w stanie mu wszystko wybaczyć.
- Alice? - szepnął Duff do mojego ucha.
- Tak? - spojrzałam mu w oczy, uśmiechając się.
- Czy będę mógł jebać się z dziwkami, jak będziesz mieć humorki? Prooszę!
- Myślałam, że już to robisz - puściłam oczko. - Mój wariat... - westchnęłam, wtulając się w niego ponownie.

5 komentarzy:

  1. http://my-hell-and-heaven.blogspot.com/
    epilog

    OdpowiedzUsuń
  2. jeny to opowiadanie jest w chuj ZAJEBISTE, najlepsze jakie czytałam piszcie dalej!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się! Dziękujemy! :*:*:*. Ale nie wiem, czy najlepsze :).

      Usuń
    2. uwierz mi, że czytałam baaaaardzo dużo opowiadań i żadne nie spodobało mi się tak bardzo. nic nie dzieje się za szybko, nic nie jest naciagane i jest tak wciagajace!! błagam, nie myśl nawet o tym żeby kończyć to pisać, bo moje życie straci sens naprawdę, ciągle myślę o tym opowiadaniu, to już jest chore hahah <3

      Usuń
    3. Haha! Spokojnie, nie chlastaj się, ani mi się waż! :). Dziękuję za uznanie :). Spokojnie, nie myślimy (Ayumi i ja) o tym, aby skończyć :).

      Usuń