czwartek, 11 kwietnia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 41.


Punkt widzenia Michelle: powrót do domu.
Wróciłam cała i zdrowa, nikogo nowego nie poznałam, nikogo znajomego nie spotkałam, pożegnałam się dość grzecznie z Joan... Alice byłaby ze mnie dumna! Właśnie, ciekawe, co u niej...
Jestem zbyt zmęczona, by myśleć. Dotarłam do drzwi swojego dawnego mieszkania. Na wpół przytomna wyjęłam klucz z kieszeni kurtki. Ze zdziwieniem dotarło do mnie, że dom jest otwarty. Niepewnie weszłam do środka, aby zobaczyć, co się dzieje. Ruszyłam w kierunku salonu. Stanęłam w progu.
- A Ty tu czego? Zabłądziłaś? - usłyszałam dość donośny, męski głos. Jego właściciel był chyba zirytowany. Ja także bym była, gdyby mi jakaś menda wlazła jak do siebie...
Zamarłam. Przede mną stał młody chłopak, swobodnie palący papierosa. Oglądał jakiś głupi sitcom.
- A Ty co tu robisz? Ja tu mieszkam! - wrzasnęłam z wysiłkiem.
- Pierwsze słyszę - odparł bezczelnie.
- Okej, skoro uznajesz, że to Ty jesteś właścicielem domu... od kogo kupiłeś tą pierdoloną ruderę? - zapytałam z lekka wkurzona. Mimowolnie spoglądałam w jego oczy. Cholera, ja go skądś poznaję... tyle, że mam problemy z pamięcią.
- Od kobiety, nazywała się Cherry Knowles... a zresztą, czemu ja Ci się spowiadam! Wypad, włoczęgo! - wydarł się na mnie posiadacz ciemnych włosów i dość... oryginalnych warg, trzeba przyznać. Stałam uparcie. Czekałam zapewne, aż mnie wyniesie z salonu. Dupek.
- Ja tu mieszkałam kiedyś, dupo wołowa! - powiedziałam lekceważąco do chłopaka. On w reakcji przyglądał mi się, następnie podszedł w stronę jakiegoś pudła leżącego w rogu pokoju. Wyjął z niego zdjęcie, które przedstawiało mnie i mamę. Możliwe, że mnie nie poznał, bo fotografia była zrobiona chyba 3 lata temu, mogłam się zmienić. Przyjrzał się dokładniej.
- Ty jesteś jej córką... tak? - zadał pytanie.
- Tak, mądralo. Obiecuję, że przenocuję w tym domu jedną noc i mnie nie ma. Nie mam gdzie się podziać... - zrobiłam smutne oczy zbitego pieska. Gościu zmiękł.
- No, dobrze. Jedna noc, w tę, czy we w tę... - spojrzał na mnie znacząco.
- Spadaj. Śpię u siebie - już miałam przenosić bagaże do swojej byłej sypialni, gdy chłopak mnie zatrzymał takimi oto słowami:
- Chwila, ty idziesz tam, do góry, do pokoju po lewej stronie?
- Jasne. Jakiś problem?
- Ja tam śpię - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - To jak, mała, śpimy razem? - przysunął się do mnie.
- Dobre sobie! - odepchnęłam go, ku jego uciesze. - Będę spać na podłodze, dzięki.
Po kilku minutach moje torby znalazły się w sypialni za sprawą chłopaka. Wrócił do salonu. Siedziałam sobie wygodnie w moim ulubionym fotelu, a on niechętnie usiadł na kanapie.
- Uwielbiam Twoje miejsce, jednak niegrzecznie byłoby wywalić kogoś tak interesującego... - zagaił nieśmiało. Miałam tymczasem odruch, żeby uciekać, jednak po trzeźwym przemyśleniu sytuacji postanowiłam zostać. Rozmawialiśmy, znaczy ja odrzucałam jego zaloty, a on mówił, i mówił, i mówił... dowiedziałam się, że ma na imię Tom. Kurde, Tom, Tom... no, już mam na końcu języka... cholera!
- Czym się zajmujesz? - zapytałam.
- Tworzę muzykę. A Ty? Poza pisaniem pamiętników...?
- Że co?! - wybiegłam do sypialni. Słyszałam śmiech Toma za moimi plecami. Rozpaczliwie przeszukiwałam każdy zakamarek pomieszczenia, w którym mogłabym chować zeszyt. Zapomniałam również o rozważaniach na temat imienia bruneta. Do moich uszu dotarł piskliwy głos.
- Za późno! Już go mam, to moja ulubiona lektura! - trzymał go w ręce, jakby to było niewiarygodne osiągnięcie. - Czy mogę prosić pannę o autograf, panno Michelle?
No tego to już za wiele! Jak go nie kopnę, to będzie cud...! Czy wszyscy glammetalowcy pieją kastratami?!
- Och, poproszę tutaj! Koniecznie! - wskazał jedną z pustych stron pamiętnika. Nie wytrzymałam.
Łup! - rozległ się huk uderzenia w twarz.
- Taki podpis Ci się podoba?! - wrzasnęłam, bliska płaczu. Byłam przemęczona. To dlatego. Wcale nie napisałam, że kocham się w Freddiem Mercurym!
Ku mojemu zaskoczeniu chłopak spojrzał na mnie z uznaniem.
- Śpij tu kiedy tylko chcesz, gdzie chcesz i jak chcesz - wykrztusił z siebie. Zostawił mnie samą w pokoju. Ułożyłam się wygodnie do snu.

Punkt widzenia Alice:
- Nie przejmuj się. Nic jej nie jest. - Duff wszedł do pokoju i widząc moją zmartwioną minę zaczął mnie pocieszać.
- Skąd możesz wiedzieć? - prawie płakałam - Widziałeś ją? Rozmawiałeś z nią? Nie. Więc nie bądź taki pewien. Może teraz być dosłownie wszędzie! Vince coś wie?
- Nie. Poturbowaliśmy go trochę i przez jakiś czas nawet jeśli będzie coś wiedział nie może tego powiedzieć.
Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w dziurawą podłogę. Dywan miał wypalone otwory. Okna się nie domykały i wiatr wiał niemiłosiernie. Idealne warunki do wychowania dziecka. Będzie takie jak tatuś... Jak nie pijane, to naćpane i tak w kółko....
- Alice! Żyjesz, do cholery?! - znikąd pojawił się Rudzielec z butelką przyjaciela Danielsa.
- Żyję, żyję. Zamyśliłam się tylko.
- Próbowałaś się do niej dodzwonić?
- Kurwa! - wrzasnęłam - A na kogo ja ci wyglądam?! Oczywiście, że próbowałam.
- Masz - podał mi szklankę napełnioną po brzegi alkoholem - Raz czy dwa ci nie zaszkodzi.
Gdyby Duff miał lasery w oczach, to Axl leżał by usmażony jak karp na wigilię, ale że nie miał, to wokalista wciąż był cały i zdrowy. Cały, zdrowy i przejmująco zdołowany. Siedzieliśmy sobie w milczeniu, słuchając muzyki, którą basista puścił ze zdezelowanej wieży stereo. Raczyłam się trunkiem jak jakąś boską ambrozją, gdy do mieszkania wszedł Vince. Posiniaczony, ociekający krwią.
- Co ty tu robisz? - zapytał niekulturalnie Rudy.
- Chciałem zapytać, czy Michelle jest tutaj...? - szepnął prawie niedosłyszalnie zanim osunął się na panele w przedpokoju.
Zerwałam się na równe nogi i kazałam chłopakom położyć ledwie żyjącego w moim pokoju. Niechętnie to zrobili, przeklinając pod nosem.
- Nie, dupku, w Bajkolandzie! - wydarł się Duff na cały głos.
- Spokojnie. Pomyślmy logicznie. Z tego, co wiemy, to ona praktycznie nigdzie nie miała znajomych. Była samotnikiem. Tak to odebrałem... - wyszczerzył się Axl.
- Jedyne miejsce, w którym może przebywać, to... - zbudowałam napięcie.
- Londyn! - powiedzieli jednocześnie Gunsi. Zdezorientowany Vince pyta o to, co ona mogłaby tam robić.
- No nie wiem, mieszkać? Niby tak dobrze ją znałeś, a nie wiedziałeś, że przed wyprowadzką do LA truła się w londyńskiej mgle razem ze swoją puszczalską mamusią?! - Axl podniósł głos, niemal warczał na zdziwionego chłopaka. Duff spojrzał na Motleyowca z wyrzutem, jakby chciał powiedzieć "no właśnie!".
Michelle jest w Londynie.
Kurwa...
Po co ona tam wróciła?!

2 komentarze: