czwartek, 28 marca 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 39.


Punkt widzenia Alice.
- Otwarte! - krzyknęłam.
- Okej, spoko - do kuchni wszedł uśmiechnięty Steven. O wilku mowa. - Co tam, mamuśka?
- Siadaj tu i jak u księdza na spowiedzi wszystko mi powiedz - kopnęłam krzesło w jego kierunku z morderczym wyrazem twarzy. Przynajmniej mam nadzieję, że był morderczy.
- Ale o co chodzi? - posłusznie zajął miejsce wyraźnie przestraszony. - Ja nic nie zrobiłem!
- Naprawdę? - zapytałam słodko - Mam inne informacje.
- Yyy...
- Tak, Stevenku - pogłaskałam go po głowie - Nauczyli cię czytać w szkole? Jeśli tak to się cieszę. Jeśli nie to masz pecha. Czytaj. - wręczyłam mu kartkę od Michelle.
- Co to ma być? - udawał niewruszonego całą sytuacją. Oj, już ja cię wzruszę, gnojku. Aż się popłaczesz.
- Michie wyjechała. Zostawiła tylko to, co teraz trzymasz w tej pedalskiej łapie. - spojrzałam mu prosto w oczy. - Co robiłeś z Vinnim na jej oczach?
- Ja pierdolę! - wrzasnął - Pomizialiśmy się trochę i tyle. Nie można?!
- Pomizialiśmy się?! Posłuchaj siebie!
- Uczepiłaś się mnie jak rzep psiego ogona. - powiedział z wyrzutem.
- Mam powód. Michelle prawdopodobnie coś czuła do Vince'a, a ty tak po prostu się pomizialiście.
- Przecież ona kocha się w Axlu. - teraz on wytoczył ciężkie działo argumentów nie do przebicia.
- Jesteś niedomyślny. Ale to akurat nic nowego. Axl ją odrzucił, więc poszła szukać pocieszenia u kolesia, który okazał się gejem po tym jak mu zaufała.
- Dlaczego dziewczyny muszą być aż tak skomplikowane? - wzniósł dłonie do sufitu, z którego odpadał tynk. - Przepraszam. Na prawdę nie chciałem jej zranić.
- Wiem Adlerku - znów przybrałam słodki ton - Nie zmienia to faktu, że teraz ona błąka się gdzieś, nikt nie wie gdzie i wątpliwe jest czy zechce do nas wrócić.
- Kurwa... Jestem pieprzonym idiotą, prawda? - wbił wzrok w ziemię. Na serio było mu przykro.
- Tak. Jesteś. - przytuliłam go.
- A buziaka dostanę? - cały Steven...

Punkt widzenia Vince'a.
No to ładnie.
Tak mnie urządzić? Jak ja tej suki nienawidzę... szkoda, że nie mam siły wstać. Kręci mi się w głowie. Ta głupia pizda doprowadziła mnie do erekcji! Cholera, ulżyć sobie czy nie? A jak mi złamała chuja? Wtedy się popłaczę... w oddali usłyszałem męskie głosy mówiące między sobą coś w stylu "ja temu skurwielowi chyba jaja powieszę jako bombki wielkanocne!... ja mu dam... pieprzony debil... załamała się... ja go zabiję...". Nie wiedziałem o kogo chodzi, ale miałem chęć wyżycia się. Wstałem, mrużąc oczy. Dostrzegłem dwóch facetów, dziwnie znajomych. Zaczęło się ściemniać, więc zobaczyłem, że jeden z nich ma nastroszone włosy, w dodatku jest cholernie wysoki - tak wyglądał przy tym niższym chudzielcu. Cicho jęknąłem z bólu. Z kolei oni zbliżali się coraz prędzej w moją stronę. Gdy już byli przy mnie, okazało się, że to Axl i Duff. Super. Nie ma to jak przyjacielskie spotkanie.
- O, Vince! Szukaliśmy Cię! - zawołał "radośnie" Rudy. Jak ja go nie znosiłem. Chwycił mnie za szmaty.
- Aua, kurwa, co Ty odpierdalasz?! - pisnąłem.
- Jaa? Nic. Po prostu wyświadczam przysługę! - zakpił. Duff przysunął się bardziej do nas, po czym uderzył mnie w twarz.
- Ja już zostałem pobity! - protestowałem. Ujrzałem bezczelny uśmiech krzykacza.
- Oj, Duffy, to co, odpuszczamy mu? Biedak się wykrwawia na śmierć, a ja nie mam sumienia, żeby go bardziej dobijać... - przemawiał słodko do basisty, który miał zaraz wybuchnąć śmiechem.
- Tak, oczywiście, dziewczyn się nie bije... - zawtórował. Odłożyli mnie na ziemię. Próbowałem uciec, jednak któryś z Gunsów podłożył mi nogę.
- A Ty, moja droga damo, dokąd? Jeszcze nie skończyłem! - śmiał się Axl w najlepsze. Żałowałem, że nie jestem hetero - może pizgnąłbym mu w ten jego piękny nosek. Cena bycia gejem. Albo bi. Cholera mnie tam wie... poczułem mocne uderzenie, znów, w krocze, a potem czyjeś mocne szarpnięcie.
- Mów, co jej zrobiłeś, sukinsynu! - syczał Axl do mojego ucha. - Mów!
- Ja jej niczego właśnie nie zrobiłem.
- Serio? - Duff przymiażdżył mi jaja. Pewnie będzie płacić za ich rehabilitację. Dupek.
- Okej, dobra, dobra! Chciałem ją przelecieć pod Rainbow, ale ona uciekła... to był dzień urodzin Duffa! - wysapałem, nie mogąc złapać tchu. - Aua, no boli, kurde! - krzyczałem wniebogłosy, patrząc błagalnie na sadystów.
- Przepraszam, co chciałeś zrobić?! - Axl nie wytrzymywał. Uderzył mnie mocno w twarz. Bił mnie niebawem po całym ciele. Zaniosłem się szlochem.
- Stój, Axl, przestań! - Duff usiłował go ode mnie odciągnąć. Podejrzewałem, że znów wokalista miał napad, atak, czy coś takiego. Każdy wiedział o jego zaburzeniach. Nawet ja. Nigdy nie widziałem jednak tego na własne oczy. Przeraziłem się, na serio. Postanowiłem wyśpiewać wszystko, co wiem, aby go uspokoić.
- Cholera, Axl, słuchaj!
Duff i Rudy przestali się szamotać na dźwięk mojego głosu. Kontynuowałem.
- Okej, chciałem ją przelecieć, pogodzić się z nią, strasznie mnie rajcowała, idiotka... - mruknąłem z uśmiechem. Nie najlepiej mi poszło.
- Ty sukinsynu! - Axl próbował rzucić się na mnie z łapami. Punk go powstrzymał. Dzięki - pomyślałem.
- Słuchaj, dupku! Co Ci tak na niej zależy, co? Podobno kochasz Erin, więc od Michelle się odpierdol! - rzuciłem mu prosto w twarz.
- A co, Twoja sprawa?! - syknął Duff w moją stronę
- Tak, po części moja. A teraz zamknij się i daj mi wyjasnić, jeśli chcesz wiedzieć, co się takiego stało, okej? - wrzasnąłem. - Słuchajcie, tumany. Dziś Wasza kochana przyjaciółeczka postanowiła się na mnie zemścić - uwodziła mnie, sprawiła, że mi stanął, po czym mnie pobiła. Zadowoleni?
Na chwilę zapanowała cisza. Świat stanął w miejscu. Zdawało się, że czas się zatrzymał - każdy z nas łypał na siebie okiem. Po chwili gapienia się Gunsi wybuchnęli śmiechem.
- Ale śmieszne... - mruknąłem, zbierając się do wyjścia.
- Dziewczyna Cię pobiła?! - zapytał głupawo Duff, dusząc się z rozbawienia.
- Tak, jakiś problem? - odparłem zaczepnie. Spojrzałem na Axla, który miał zadumaną minę. - A Ty, rudzielcu, zdecyduj się może na jedną, co? Nie sądzę, żeby Erin zgodziła się na trójkącik.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, nie zmieniając, przypuszczam, toku myślenia.
- Okej, Vince, to co nam powiedziałeś, w zupełności wystarczy - powiedział do mnie życzliwie. - A czy wiesz, którędy po "zajściu" poszła?
- Tam - machnąłem ręką na drogę, która była trasą powrotną do Rainbow. - Pewnie jest w Hellhouse - odpowiedziałem.
- Dzięki, ale nam pomogłeś - burknął Duff. - Biedaku, idź do lekarza - zaśmiał się cicho do mnie.
- A żebyś wiedział, że pójdę! Nie pozwolę sobie, żeby mnie jakaś suka lała!
- Ej! - obraził się Axl - To nie ja się przebieram w babskie ciuszki! - oburzony poszedł w stronę Rainbow.
Duff i ja staliśmy nadal na tych samych miejscach.
- Idziesz, Duff, czy nie?
- Dobra - odpowiedział smętnie. Zostawili mnie, nie zaszczyciwszy mnie nawet spojrzeniem. Należało mi się. Pozostałem tam, gdzie mnie po raz drugi skopano. Nie chciałem wracać, mogłem tu nawet umrzeć... jednak trzeba sprawdzić, czy Tommy przypadkiem nie wyprał moich zajebiście drogich spodni w zebrę. Ruszyłem cały obolały do domu, nie było innej opcji. Mijałem każdy budynek z nienawiścią w oczach.

1 komentarz: