niedziela, 24 marca 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 38.


Z perspektywy Alice:
Duff otworzył przede mną drzwi i wpuścił do domu. Urocze, trzeba przyznać. Właściwie wczołgałam się do środka, zamiatając językiem podłogę ze zmęczenia. Zwaliłam się na najbliższy fotel i ciężko westchnęłam. Uderzyła mnie złowroga cisza we wszystkich pomieszczeniach. Zaniepokoiłam się nie na żarty.
- Duff... Jesteśmy sami? - zapytałam.
- Tak, chyba tak. - podszedł do mnie i usiadł obok.
- A gdzie Michelle? Gdzie wszyscy?
- Pewnie poszli na jakąś popijawę czy inną imprezę. Nie martw się. - położył głowę na moich kolanach.
- Masz rację. To co robimy? - dotykając jego włosów uspokoiłam się nieco.
- Hm... to zależy... - zbliżył się i pocałował mnie. Myśli całkowicie się rozbiegły, nie mogłam się skupić, będąc w objęciach blondyna. Czułam się coraz lepiej, jak za dawnych czasów...
Oczywiście romantyczną chwilę musiał przerwać Rudzielec. Miałam ochotę się na niego rzucić z łapami, ale ciężarnej nie przystoi. Zamiast tego kulturalnie zaczęłam rozmowę.
- Co ty tu do jasnej cholery robisz?! Myślisz, że możesz tu sobie włazić jak do siebie?!
- Ej... Wyluzuj. Przyszedłem do Michelle. Jest?
- Nie, nie ma jej. - wycedziłam przez zęby.
- Osz kurwa... - załamał się.
- Co się stało?!
- Rozmawiała ze mną pół godziny temu. To była cholernie dziwna rozmowa. - ukrył twarz w dłoniach.
- Coś ty jej zrobił?! - Duff wtrącił się nagle.
- Nic! Nic jej nie zrobiłem! - usiłował się bronić.
- Przestańcie obaj. Gdzie ona może teraz być?
- Nie mam zielonego pojęcia...
Wyjęłam z kieszeni telefon komórkowy i wybrałam numer Michie. Sygnał gonił sygnał, a ona nie odbierała. Serce zaczęło mi kołotać jak szalone.
- Axl... Co konkretnie ci powiedziała? - wyszeptałam ledwo dosłyszalnie.
- Co ty sugerujesz?
- Po prostu powiedz! - wrzasnęłam na cały głos.
- Zachowywała się dziwnie, więc się zmartwiłem. Wypierała się, chciała wyjść, pocałowałem ją, a później powiedziała mi tylko do zobaczenia i wyszła...
- No to pięknie... Po prostu cudownie.
Spojrzałam w sufit i poczułam jak zwilgotniały mi oczy. Po raz kolejny zresztą w ciągu ostatnich dni.
Poszłam do kuchni, żeby zrobić sobie capuccino. Zapytałam też Duffa i Axla, czy chcą. Odpowiedzieli przecząco. Chłopcy rozsiedli się wygodnie na krzesłach, rozmawiając. Od czasu do czasu wtrąciłam w miarę mądre zdanie. Pogawędkę przerwał Axl.
- Ej, a co to? - uniósł kartkę leżącą na stoliku do góry, abym mogła zobaczyć.
- Pokaż! - zawołał Duff, widząc, że pobladłam. Przechwycił papier i ułożył tak, aby każde z nas mogło zobaczyć napis.
- O kurwa... - wyrwało się Axlowi. - Zabiję tego sukinsyna! - wrzeszczał, widziałam, że poniosły go emocje. Przypuszczam, że miał atak.
- Cholera, uspokój się! - wrzasnął Duff jeszcze głośniej niż  wokalista. Nigdy nie usłyszałam krzyku z jego strony. Aż mnie ciary przeszły.
- Duff! - podniosłam głos. - To nic nie da, że krzykniesz. Tylko Michelle mogła go uspokoić. Nie wiem, jak to robiła... - z głębokim westchnieniem przeczytałam napis będący na kartce.



Nagle zakręciło mi się w głowie... przed moimi oczami tańczyły litery, a w tle mogłam podziwiać zszokowanego Axla i Duffa, który próbował opanować sytuację, niestety bez skutku. Nie potrafiłam wypowiedzieć słowa. Ale co...?
- Axl... - powiedziałam kojąco po jakimś czasie. - Podejdź. Co to ma znaczyć? - głowiłam się nad zagadką słów mojej przyjaciółki. Duff dołączył do mnie, podczas gdy Rudy wygłaszał swoje racje.
- Ten pierdolony pedał ją zranił, tyle! A ta debilka nie chciała nic mówić... - głos chłopaka przeszywał ściany. Wiedziałam, o kim się tak wyrażał.
- Proszę, przeanalizujmy wszystkie strony sytuacji... - zachęcił Duff spokojnym tonem. Darował sobie okiełznanie kolegi, zresztą było widać, że napad wściekłości przechodził. Może to dlatego, że napił się sporego łyka wódki? Who knows...
- "Żyłam na krawędzi złamanego serca". Okej... hm... może ona była już zakochana w Vincencie, ale nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo ją dobije coś... ale co?! - zastanawiał się głośno Rudy. Mnie z kolei coś tu nie pasowało. Ona i Vince? Może tak bylo, jednak, z tego, co wiem, ona zawsze spoglądała na Axla. Zawsze właśnie na nim jej zależało... ale kto wie, do czego jest zdolne kobiece serce. Ech.
- Axl... a to nie było przypadkiem tak, że dawałeś jej nadzieję, po czym się na nią wykichałeś i zostawiłeś samą, gdy Cię potrzebowała, i nazwałeś ją agresywną... - zaczął Duff.
- Nie! - gwałtownie zaprotestowałam, naprawdę trudno mi było znosić taki nonsens. - Axl, co wiesz o Vince'u i Michelle?
- Powiem tak. W Hellhouse Vince przelizał się ze Stevenem, a ona była tego świadkiem. Nie widziałem tego na własne oczy, jednak zobaczyłem Michelle wychodzącą z "domu". Nie wyglądała na zadowoloną. Prędzej na zombie. Zszokowanego zombie. Zachowywała się jak jakaś porażona lunatyczka...
- No to super. Ja mu nogi z dupy powyrywam! - syknął złowieszczo Duff w stronę Axla. Ten z kolei ochoczo poparł tę ideę.
- Właśnie, Steven. Może pogadajcie z nim, będzie coś wiedział? Podobno się z nim lizał... - zaproponowałam nieśmiało.
- A co ten cymbał może wiedzieć? - przerwał mi dobrodusznie Rudzielec.
- Właśnie. Zapytaj go, jak smakował języczek Vinniego po pijaku - zaśmiał się przyszły tatuś.
- Spoko. Żebyś wiedział, że tak zrobię - puściłam oczko do przyjaciół. - No to co robimy?
- Plan jest taki. Ja i Duff pogadamy z Vincem - powiedział Duff głośno, jednak Axl mu przerwał tyradę.
- Postaramy się go nie zabić... - zarechotał Rudy, zacierając ręce. - To co, idziemy, Puffy-Duffy?
Zachichotałam. Uwielbiałam ten naburmuszony wyraz twarzy Duffa. Powiedzmy, że tej ksywki nie przyjmował z entuzjazmem.
- Tak, chodźmy - wyszczerzył sztucznie zęby.
Zostałam sama z kartką papieru. Nie wiem, czy słusznie postąpiła. Nigdy nie podejrzewałam jej o ucieczkę od problemów. Nie, ona czegoś takiego by nie zrobiła, za dobrze już ją znałam. Coś musiało się stać, coś poważniejszego od gejowskich zachowań perkusisty i jego nowego faceta. Cholera, ale co...? Co mi umknęło?!
Spróbowałam zadzwonić do Michelle. Nadal cisza. Opadłam z powrotem na krzesło, gdy zadzwonił dzwonek.
- Otwarte! - krzyknęłam.
- Okej, spoko - do kuchni wszedł uśmiechnięty Steven. O wilku mowa.

Z perspektywy Michelle:
Pałałam żądzą zemsty. Czułam, że nie mogę zostać w LA, więc pożegnałam się z Axlem, napisałam krótki liścik i wyszłam z domu. Korciło mnie jednak, żeby dać Vince'owi nauczkę, na jaką zasłużył, bawiąc się moimi uczuciami. Wybrałam jego numer. Specjalnie na tę okazję ubrałam się jak rasowa prostytutka. Widzicie sami ile poświęcenia kosztuje zemsta!
- Cześć, Vince - powidziałam słodko, gdy odebrał - Przyjdź do Rainbow. Teraz - zaproponowałam z uśmiechem.
- A nie jesteś na mnie przypadkiem cholernie wściekła? - zapytał podejrzliwie.
Rozłączyłam się. Jestem pewna, że przybędzie. Ton jego głosu nie wyrażał niechęci, więc kto wie, może przyjdzie. Zaśmiałam się w myślach, oszczędzając energię na pewną niespodziankę.
Stałam już pod lokalem z pod znaku tęczy. Oparta swobodnie o ścianę, wyczekiwałam chłopaka. Miałam przyklejony uśmiech na twarzy, i kuszące spojrzenie na poczekaniu.
- Hej, maleńka, ile za godzinę? - zaczepił mnie pewien stary wyjadacz, około pięćdziesiątki.
- Nie stać Cię - odparłam. - Spadaj - syknęłam w jego stronę. Odczepił się, choć niechętnie. Trudno, ten urok osobisty!
Czekałam nadal. Zaczynałam wątpić, że wokalista w ogóle sie tu pojawi.
Zachodziło słońce, komary zaczęły latać nad moją głową. Jak na marzec, było wyjątkowo ciepło. Może to dlatego, że przez 17 lat mieszkałam w Londynie? Nie wiem. Nie powinnam sobie zawracać tym głowy. Odwróciłam się, gotowa do powrotu, ale powstrzymały mnie czyjeś czułe objęcia zarzucone od tyłu.
- Mmm, Michelle... - zamruczał ktoś do mojego ucha, kołysząc nami. - Pięknie wyglądasz - stwierdził chłopak. Uśmiechnęłam się, a następnie ukazałam swoją twarz Vince'owi.
- Dziękuję, Ty też niczego sobie... - pocałowałam go w policzek. - Przepraszam, że tak Cię potraktowałam ostatnio, nie wyszło między nami najlepiej - ściszyłam głos, trzepocząc rzęsami uwodzicielsko. Chłopak uśmiechnął się, czując, że coś się święci. Oczywiście, że chciał mnie pocałować. Błyskawicznie go odepchnęłam z chichotem zerżniętym od Erin.
- Nie tak prędko! Może pójdziemy do Ciebie, hmm? - zapytałam, owijając sobie kosmyk jego blond włosów wokół palca. - A co się stało z kolorem Twoich włosów? Czyżby Tommy dał sobie spokój? - zażartowałam, podwijając sukienkę ku górze. Starałam się przypominać rasową napaloną dziwkę, co całkiem nieźle mi wychodziło, widząc po reakcjach Vince'a.
- Aaa, ech... - z wrażenia zaczął się jąkać. Zorientowałam się, że rzuca spojrzenia na moją nogę. - Jasne, czemu nie? - zaśmiał się nerwowo. Wyszczerzyłam zęby. Oddalaliśmy się, faktycznie, do jego domu. Co za dupek... - zaśmiałam się w duchu.
Gdy już się oddaliliśmy od Rainbow, postanowiłam się zatrzymać. Posłusznie stanęliśmy, z dala od wszelkich budynków. Chłopak był coraz bardziej podniecony. Znów zaczął się do mnie dobierać, myśląc, że wyraziłam na to zgodę. Odepchnęłam go drugi raz, tym razem bez słodyczy w głosie. Posłałam mu złowieszczy uśmiech, sygnalizujący, że coś jest nie tak, jakby sobie nasz Panicz życzył.
- Co jest? Coś nie tak? - wysilał się na bycie troskliwym.
- Nie - kopnęłam go z całej siły w krocze, aż się zwinął w kłębek. - Ależ skąd, dupku! - uderzyłam go w twarz. Rozkoszowałam się widokiem krwi płynącej pod jego nosem. - Fajnie Ci? - zapytałam słodko.
- Ty suko! Ty pierdolona suko! - chłopak rozpaczał, wykrzykując.
- Pa, Vince - odeszłam przyspieszonym krokiem, zostawiając go samemu sobie. Nie ma to jak duma ze zwycięstwa... aż żal mi ich zostawiać.
Chyba nie musiałam mówić, że żartowałam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz