niedziela, 17 marca 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 36.

Z perspektywy Alice:

Już od godziny przygotowywałam stolik na przybycie bandy idiotów lubujących się w alkoholu. Wydawałoby się, że wiele im do szczęścia nie potrzeba, ale chciałam, żeby wyszło idealnie, w końcu to urodziny mojego ukochanego debila. Kurwa, jak to brzmi... Brrr...
Michelle wpadła przez drzwi, dysząc ciężko.
- Przepraszam - wyrzuciła na wydechu i wpiła się w butelkę Danielsa, którym raczyłam się w trakcie pracy - Zostało coś do roboty?
- Nie, panno spóźnialska - roześmiałam się i gestem zachęciłam do zajęcia miejsca - W porządku?
- Pewnie! - zapewniła, odrywając na moment usta od trunku. - Czemu pytasz?
- Spóźniłaś się bitą godzinę! Myślałam, że może coś cię zatrzymało...
- Lepiej usiądź, bo jebniesz jak ci opowiem - posłusznie usiadłam naprzeciw niej. - Dręczyłam Axla. Zaczepiłam go na mieście i zaciągnęłam w ciemną uliczkę.
- Co?! Kiedy? - uznałam, że ze mnie kpi.
Opowiedziała mi resztę historii, przerywając czas od czasu po to, by pociągnąć łyk uduchowiającej whisky. Oczywiście, to było już jakiś czas temu, ale dopiero teraz mnie oświecono. Wybaczam tej debilce.
- Wiem, co powiesz - uciszyła mnie zanim zdołałam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk - Zrobiłam z siebie wariatkę. Wiem, ale musiałam. Musiałam, Alice.
- Jak się teraz czujesz?
- Zajebiście - odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Tyle mi wystarczy. - poklepałam ją po ramieniu - A teraz oddawaj resztę Danielsa, bo zaschło mi w gardle!
- Jak dobrze, że wróciłaś! - przytuliła mnie, uważając jednocześnie na dziecko - Jak jest z tą ciążą? Czy są jakieś komplikacje czy coś...?
- Wszystko w porządku, tylko muszę się nieco oszczędzać - uśmiechnęłam się do niej, pokazując szereg białych zębów kontrastujących z ciemnymi ustami. Odwzajemniła grymas.
- Czy będziesz mogła zagrać na gitarze?
- Czemu pytasz? Jasne, że tak! Ciężarnej na instrumentach także zapierdalać nie wolno...? - zapytałam z udawanym oburzeniem.
- Chodzi mi o rozmiar brzuszka, czy nie będzie Ci ono przeszkadzać - puściła oczko.
- Przeszkadzać to czasem będzie, jak się urodzi. Będzie mi pomagać Ciocia Michelle. A czy Ciocia pamięta słowa?
- Taaak, mamusiu!
Axl dołączył do nas.
- Sory, Erin mnie zadręczała, a ja nie chciałem z nią przyjść na imprezę - zauważyłyśmy zgodnie, że chłopak trzymał ten różowy strój baletnicy ze sklepu z zabawkami.
- Ej, ale Ty serio chcesz wyskoczyć z tortu? - powstrzymywałam się od wybuchu śmiechu.
- No... - zawahał się Axl. Michelle stwierdziła, że mam coś z głową, a ja poprosiłam, żeby sie zamknęła.
- Chociaż, czemu by nie? Fajny pomysł - wyszczerzyła się do chłopaka ku własnemu rozbawieniu.
- Nie szczerz się tak, bo jestem gotowy się rozmyślić.
- No weź, nie chcę przegapić takiego widowiska! - wskazałam na falbankową spódniczkę dławiąc się śmiechem.
- Humor ci dopisuje, mamuśka. - powiedział z głupim wyrazem twarzy.
- Cóż poradzę? Nie codziennie w końcu wokalista zespołu rockowego włazi ze strojem baletnicy w ręku.
- Zwlaszcza taki gigant jak sam Axl Rose... - Michelle dusiła się ze śmiechu. - Fanki by z Ciebie to zdarły, tak na pocieszenie... - mruknęła, znacząco unosząc brwi.
- Bardzo śmieszne. Daj lepiej to, co tam chowasz pod stołem.
Cholera. Przejrzał mnie. Podałam mu butelkę Danielsa z resztką płynu na dnie. Wystarczyły dwa jego łyki, by opróżnić ją całkowicie. Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym nienawiści, pozbawił mnie ostatnich kropel alkoholu. On natomiast przybrał wyraz niewiniątka. Michelle nabijała się z nas w najlepsze, chwiejąc się na krześle.
- Uważaj, bo spadniesz. - wycedziłam przez zęby.
- Zdarza się - odparła i kontynuowała swój popis.
W milczeniu dokończyliśmy przygotowania. Gdy wszystko było już gotowe wyjęłam papierosa, odpaliłam go i zaciągałam się w nieukrywaną przyjemnością.
- Duff by cię za to zjadł, wiesz o tym? - zapytała Michie.
- Wiem, ale przecież się nie dowie.
- Jesteś tego pewna? - wtrącił Axl.
- Tak, bo jak się dowie, to cię ręcznie wykastruję, rudzielcu!
Zamknął się. Uwielbiam swoją charyzmę. Michelle po raz kolejny wybuchnęła śmiechem. Odwróciłam się do Axla, instruując go, jak powinien chodzić w tym swoim stroju.
- Ta noga tak... nie! w ten sposób, o... idealnie!
- Skończ pierdolić, wiem, co robię... - burknął w moją stronę, widocznie niezadowolony. Dałam sobie spokój, mimo że widok jegomościa raził moje poczucie estetyki.
Nagle usłyszałam głośny huk. Rudy aż podskoczył.
- O kurwa! - pisnęła dziewczyna.
- No to jebła - westchnął Axl. - Słuchaj mamusi, cholero! - uśmiechnął się do niej, podczas gdy ta zbierała swoje zwłoki z podłogi.
- O cholera, chłopaki idą! - krzątałam się pospiesznie po kuchni, Axl pobiegł do pokoju, żeby czym prędzej schować tort, a Michelle zabrała się za przygotowanie tekstu piosenki.
- Jasna cholera! No ja pierdolę... - Axl przybiegł do nas zalany łzami. Zszokowało mnie to.
- Co jest?! - zapytała moja przyjaciółka, podchodząc do chłopaka.
- Tort.... UAAAAA! -  wybuchnął głośnym szlochem.
- Lepiej zobaczę... - westchnęła, a następnie poszła szybkim krokiem do salonu, w którym był chłopak. W oddali słyszałam stukanie butów Duffa, Slasha, Izziego i Adlera.
- AXL! - Michelle wrzasnęła na cały regulator. Trzeba przyznać, dziewczyna ma parę w głosie!
- Co, co co? - zapytałam zdenerowana.
- Tort leży rozmaślony na podłodze! KURWA MAĆ! - stopniowo przechodziła w coraz wyższe tonacje. Potem pomknęła po szczotkę i szufelkę, i zaczęła sprzątać.
- Axl, nic się nie stało... to tylko głupi tort! - pocieszałam biedaka, podczas gdy biedna koleżanka walczyła z czasem. Wparowała do nas, gdy dał się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi i śmiechy zespołu.
- Michelle piekła - stwierdziłam z dumą.
- A, to nie ma czego żałować - Rudy odzyskiwał swoje chore poczucie humoru.
- Ej! Axl, ogarnij się - obraziła się Michelle, czytając przeróbkę Zeppelinów. - Alice, gitara! - szepnęła. Posłusznie wzięłam instrument, zastanawiając się, co będzie dalej. Niepsodziewanie wokalista wyszedł w rejony stołu, kładąc wszędzie wódkę, piwa i honorowego gościa, Jacka. Oczywiście, to bylo do przewidzenia, ale Duff kocha takie niespodzianki.
- Sto lat, sto lat... - docierał do mnie głos Michelle. A co ja jeszcze w kuchni robię?!
Usiadłam obok dziewczyny.
Teraz to nasza chwila.
- Drogi Duffy! Ja pierdolę, ale mnie wzięło... - zarumieniłam się.
"Publika" wybuchnęła życzliwym śmiechem. Dobry humor przeszedł także na Michelle. Śmiała się razem z nimi.
- Alice, może już pokaleczmy uszy? - zachichotała, szturchając mnie w ramię.
- Jasne! - zagrałam pierwsze akordy Hey, Hey, What Can I Do. Rozluźniona, zaczęlam improwizować. Po minach chłopaków widziałam, że im się podobało. Axl aż omieniał - widziałam go stojącego w stroju baletnicy, z otwartą gębą.
- ... my little Duff looks so drunk! - pokazała Rudemu gest, żeby przyszedł. Spisał się wzorowo! Tańczył po drodze jak ta lala, stanowiąc dla nas zajebiste tło. Przy okazji Slash zrobił fontannę whisky z rozbawienia. Podziwiałam te widoki z uśmiechem, jednocześnie grając.
- Uaaaaa! - wrzasnęła Michelle w zeppelinowskim stylu. Z wrażenia kopara mi opadła. Naprawdę, jest świetna! Zerknęłam na Axla. O dziwo, nie zrobił się zazdrosny! Jednak ten 31 lutego jest dniem magicznym...
Akurat skończyłyśmy grać. Odłożyłam gitarę w kąt, uważając na nią. Ruszyłam w stronę Duffa.
- Wszystkiego Najlepszego, kochanie - uśmiechnęłam się, potem pocałowałam go namiętnie w usta.
- Uuu! - zawył Adler, najwidoczniej brakuje mu kobiecego towarzystwa. Nie przejęłam się tym zbytnio.
- Oj, Adlerku, ty teś dośtanieś! - zaśmiała się Michelle, cmokając go w policzek. Spowodowało to rozpogodzenie się perkusisty. Było zajebiście! Przynajmniej na początku. Każdy z nas śpiewał, tańczył i co tylko było można zrobić w tak zajebistej atmosferze.

Z perspektywy Duffa:
Przeszli samych siebie. Naprawdę. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Szczerze powiedziawszy to nie spodziewałem się niczego w kwestii moich urodzin. Przyjaciele jednak potrafią zaskoczyć, i to pozytywnie. Obudziłem się na podłodze. Obok mnie leżeli kolejno Slash i Adler z włosami Michelle na twarzy, a po prawej (albo lewej...) rozczochrany Axl bez koszulki. Super. Musiałem się schlać do nieprzytomności na własnej imprezie. Jak zwykle...
- Żyjesz? - usłyszałem głos Alice, która pochylała się nade mną całkiem trzeźwa. Miałem jej pilnować, ale jakoś sam straciłem kontrolę. Cholera. Na szczęście przypilnowała się sama.
- Jestem w Raju? - usiłowałem być choć trochę zabawny, ale dostałem za to po twarzy. Całkiem mocno, zresztą.
- Nie, kurwa! - zmieniła ten swój słodki ton i zaczęła wrzeszczeć - Leżysz napity na podłodze pośród zwłok innych pijaków. Ładny mi to Raj!...
- No proszę, wszystko wróciło do normy - uśmiechnąłem się i przyciągnąłem ją do siebie - Dziękuję za super niespodziankę.
- Nie ma za co - odpowiedziała całując mnie w policzek - A teraz kochanie, posprzątasz ten cały syf - wręczyła mi miotłę z triumfem w oczach.
- To wredne! - protestowałem.
- Chciałeś, żeby wróciła dawna Alice, to masz. A teraz zamiataj! Raz, raz!
- Co jest? O, kurwa... Razi! - Michelle powoli podnosiła się z paneli - Niech ktoś mi powie dlaczego mam mokre włosy, do cholery!
Zaraz po niej przytomność odzyskiwali inni. Steven wyjmował z gęby pojedyncze włosy Iron Maiden, Slash usiłował nastroszyć sobie afro jeszcze bardziej, a Axl szukał koszulki. Znalazł ją w damskiej toalecie. Nie wnikam, co tam robił. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
- Było miło, nawet bardzo, ale ja muszę lecieć. - szybko się ubrał i zbierał do wyjścia.
- Tak szybko? Impreza dopiero się rozkręca! - krzyknął Slash.
Spojrzeliśmy na niego jak na idiotę, ale nie zraził się tym wcale.
- No wiecie, ślub coraz bliżej... - zaczął nieśmiało, wiedząc, że Michelle słyszy to tak samo dobrze jak my. Ona za to wytrzeźwiała momentalnie. Na każde wspomnienie o ślubie reagowała tak samo czyli co najmniej kiepsko. Wiedziałem, że to już koniec zabawy z jej udziałem.
- Zmykaj, niech się żonka nie martwi! - rzucił mu na odchodne Adler. - Pantoflarz... - mruknął do siebie. Rozbawiło mnie to.
Przenieśliśmy się do domu. Tam znów wypiliśmy, Izzy przyniósł kilka działek i tak jak powiedział Slash, impreza dopiero się rozkręciła. Dziewczyny jednak nie bawiły się tak dobrze. Alice stała na balkonie i paliła papierosa, myśląc zapewne, że niczego nie widzę. A Michelle... Ją jakoś straciłem z oczu. Dzięki temu nie powiem jej, kto miał jej kudły w gębie.

Punkt widzenia Michelle.

Podziwiam wszystko z jako takiego dystansu.
Nie chcę pić, po prostu nie mam ochoty. Szkoda, że nikt nie potrafi tego zrozumieć - każdy, nawet Alice, podchodzi do mnie z alkoholem i bezczelnie częstuje. Już się czuję, jakby po mojej głowie przejechał wielki pociąg.
Wyłapałam jednym uchem dzwonek telefonu.
- Odbiorę - powiedziałam, siląc się na luźny ton, podczas gdy była to wymówka. Nie mogłam na to patrzeć. Duff leży i się pizga z sufitu, albo sam z siebie, Slash się do niego dobiera... a Adler tańczy na stole. Za to Izzy ma drgawki, bo się najarał za dużo. Alice chce go odprowadzić do łóżka, jednak ten jest uparty... albo zwyczajnie nie kontaktuje. Żyć, nie umierać!
Przeniosłam się na korytarz. Żadne z tych głąbów nie zapytało, dokąd idę. Bardzo dobrze!
- Halo? - zapytałam. Nie potrafiłam ukryć zmęczenia.
- Michelle? To ja, Vince.
Jeszcze tego brakowało.
- Czego chcesz? - z mojego głosu kipiała złość na tego pierdolonego dupka. Jak on śmie jeszcze się do mnie odzywać, w dodatku trzeźwy?! Chociaż byłam ciekawa, co ma mi do powiedzenia.
- Co tak ostro? - roześmiał się. W tle słyszałam kobiece radosne głosy, Micka, Nikkiego, Tommy'ego i odgłosy przejeżdżających samochodów. Tam, gdzie był chłopak, musiało padać, i to porządnie. Wywnioskowałam to z dźwięków deszczu i typowo rockowego pisku i zacieszania.
- Proszę Cię, daj mi...
- Chelly, nie bocz się! - przerwał mi brutalnie. Miałam ochotę się rozłączyć, ale jakaś siła trzymała mnie przy słuchawce. - Jak się bawisz na urodzinach?
- Skąd o tym wiesz?
- Michelle, przez ten czas zdążyłem Cię poznać! - odparł wesoło.
- Aham, i co tam jeszcze na mnie masz? - uśmiechnęłam się. Tęskniłam nieco za tym uchachanym farbowanym pedałkiem, jednak wolałabym się nie przyznawać nawet przed samą sobą.
- Hm, wiele rzeczy.
- Na przykład?
- Masz rozmiar C...  - tu nastała niezręczna cisza. Zbyłam to potem śmiechem.
- Hahaha! To tyle?
- Nie, więcej, ale nie chcę mówić, żeby nie popełnić głupstwa - aż poczułam jego bliskość. - Po głębszym zastanowieniu jednak powiem tyle: ładnie pachniesz. Tak kwiatowo... Ulegasz, gdy jesteś całowana w szyję. Jesteś słodka, gdy próbujesz wkurwić Axla do białości... hmm...- Cholera... zaraz się rozkleję. Postanowiłam znów zbyć uczucia.
- Mów, o co konkretnie chodzi, bo nie mam ochoty spędzać czasu przy ścianie - grymasiłam.
- Przyjdź pod Rainbow. Teraz - rozłączył się.
- Ale sama?! Cholera! - wyszeptałam. Następnie, mając jeszcze wątpliwości, ubrałam moją ramoneskę i po kryjomu wyszłam z Hellhouse. Jestem pewna, że nikt nie wykryje faktu, iż zwiałam z otoczenia śmierdzącego marychą. Nadal nie byłam pewna, czy dobrze robię. Nie ma co. Raz kozie śmierć!
Przez całą drogę zastanawiałam się dlaczego Vince chce się spotkać w tak dziwnym miejscu jak Rainbow. Klub dziwek to w końcu nieodpowiedni lokal dla geja. Stanęłam przed budynkiem, ale tak, by specjalnie nie rzucać się w oczy. Nie chciałam, żeby jakiś zdesperowany stary dziad zatrzymał się i oferował mi sex za kasę.
- Jednak przyszłaś - ni stąd, ni zowąd wyłonił się Vince.
- Nie miałam wyboru - czułam, że głos mi się łamie - Czego chcesz?
- Ej, spokojnie. Nie tak ostro. Chciałem porozmawiać. Wejdźmy do środka - otworzył przede mną drzwi w naciąganym, kulruralnym geście. Może w innych okolicznościach bym to doceniła, ale przekraczałam próg dla prostytutek!
- No więc? Jesteśmy w środku. Jestem w miarę spokojna. Powiesz wreszcie czego chcesz?
- Mówiłem ci już, że ładnie pachniesz? - zapytał niewinnie.
- Tak. Przez telefon, idioto. Spieszy mi się trochę, mógłbyś się streszczać?
- Przestań. Przecież wiem, że nigdzie ci się nie śpieszy. - chwycił moją dłoń - Muszę chcieć czegoś konkretnego, żeby się z tobą spotkać?
- Vince, na prawdę nie mam ochoty na koleżeńskie rozmowy, dobra?
Nie słuchał. Przybliżył się do mnie na zdecydowanie zbyt małą odległość i zaczął bawić się moimi włosami. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie mnie pocałował. To był długi, namiętny i o, zgrozo odwzajemniony przeze mnie pocałunek. Kiedy oderwaliśmy się od siebie z trudem powstrzymałam się przed spoliczkowaniem go. Poderwałam się z miejsca, on również wstał i przytulił mnie.
- Chyba nie masz mi tego za złe, prawda, Iron Maiden? - szepnął mi do ucha, a jego ręcę rozpoczęły wędrówkę po moim ciele. Zatrzymały się na tylnych kieszeniach moich spodni. Tym razem już się nie hamowałam - moje palce idealnie odbiły się na jego zaczerwienionym policzku.
- Aż tak ci się to nie podoba? - syknął rozwścieczony chłopak, próbując ściągnąć mi bluzkę.
- Spierdalaj! - wrzasnęłam i wybiegłam ile sił miałam w nogach.
Gdy byłam w miarę daleko od Rainbow, zsunęłam się na najbliższą ławkę i zaniosłam szlochem. Tego się po nim nie spodziewałam... Po każdym, ale nie po nim. Pomyśleć, że siedziałam z nim w jednej celi! Jak w ogóle mogłam dać się namówić na spotkanie w takim miejscu?! Zupełnie jakbym świadomie pchała mu się do łóżka! Idiotka...

1 komentarz:

  1. Romantyczny Duff i Axl.
    Wspomnienia Izzy'ego.
    Czemu nie trzymać węża w sypialni.
    Skurwiel Slash.
    Jednym słowem. NOWY
    http://my-hell-and-heaven.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń