poniedziałek, 11 marca 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 34.


Punkt widzenia Michelle: Dwa dni później.
- Michelle? - Vince szturchnął mnie w ramię. Leżałam w swoim łóżku, w swoim pokoju, w swoim mieszkanku w bloku.
- Hmm? - usiadłam, wpuszczając chłopaka obok siebie. Z jego wyrazu twarzy wywnioskowałam, że nie ma zbyt ciekawych wiadomości dla mnie. - Mów, o co chodzi - zachowywałam się przyjaźnie. Dostałam w zamian milczenie. - Mów, proszę - ujęłam jego dłoń z delikatnym uśmiechem.
- Michelle... ja Cię tak strasznie przepraszam. Jestem chamem, świnią, gnojem... - rozpoczął wyliczanie.
- Nic się nie stało, naprawdę! - stwierdziłam pobłażliwie. - W końcu każdy może sobie wypić i nieco przesadzić, prawda? - próbowałam rozładować napięcie.
- Muszę Ci o wszystkim opowiedzieć.
- Słucham z uwagą - odwróciłam się, aby spojrzeć w jego brązowe oczy.
- To było tak... - westchnął, po czym mówił dalej. - Na początku... gdy mówiłaś mi, że chcesz zrezygnować z Axla, to ja Ci doradziłem, żebyś walczyła, pamiętasz?
Pamiętałam to aż za dobrze. W ciszy skinęłam głową.
- Powiedziałem to, żeby... - nabrał powietrza w płuca. - Żeby sprawdzić, czy to zniszczy Axlowi dotychczasowe poukładane życie. Udało się.
- Że co?! - wrzasnęłam. Gwałtownie wstałam z łóżka. Odechciało mi się wysłuchiwania jego usprawiedliwień.
- Stój! - chwycił mnie za nadgarstek, a następnie pociągnął z powrotem do łóżka. - Proszę, daj mi wyjaśnić! - podniósł głos. - Wiem, co o mnie pomyślisz, ale postanowiłem być uczciwy względem Ciebie.
- Dlaczego teraz Ci się na to zebrało? - łzy napływały mi do oczu, jednak powstrzymałam potok.
- Zobaczyłem Twoją reakcję na widok sceny ze mną i Adlerem w roli głównej. - Zbladłam, a ten nie przerywał wykładu. - Wyglądałaś tak, jak teraz. Zagubiona, smutna... z a w i e d z i o n a. - zaakcentował ten wyraz.
- Zawiedziona... - zastanowiłam się nad tym słowem. - Mów dalej, jestem ciekawa, czym jeszcze chcesz mnie dobić - warknęłam.
- Spokojnie, na wszystko mamy czas. W więzieniu widziałem, że bardzo tęskniłaś za Axlem, mimo że on miał zamiar mieć Cię w głębokim poważaniu i nazwał Cię agresywną suką...
- Skąd o tym wiesz?! - krzyknęłam, zaskoczona.
- Mówiłaś mi o tym przez sen. Wiesz, że lunatykujesz?
- Nie miałam pojęcia... mów dalej, nie uciekaj z tematu!
- Postanowiłem uleczyć Twoje złamane serduszko, zwodząc Cię po całości. Wiesz po co? Ty sama także brałaś w tym udział, nie chcąc się przyznać sama przed sobą.
- Nie, nie wiem - odparłam z irytacją.
- Chciałem... znaczy, chcieliśmy doprowadzić Axla do chorej zazdrości. Wiesz, że nam to całkiem fajnie wyszło? - puścił do mnie oczko. - Ten jego wzrok... ach!
- Zawsze jakieś pocieszenie - uśmiechnęłam się do chłopaka. - Zastanawia mnie jedno. Dlaczego mi o tym mówisz, skoro byłam narzędziem w Twoich rękach? Nie mogłeś zostawić mnie w nieświadomości?
- Należy Ci się uczciwość. Za każdym razem, gdy z Tobą rozmawiałem, miałem uczucie, że oddalasz się od Axla i lgniesz w moje objęcia... - przerwał. Zarumieniłam się. - Czy czułaś coś do mnie? - wypalił.
- Wyjdź! Wynoś się! Nie chcę Cię widzieć! - szarpnęłam chłopaka w kierunku drzwi. Byłam zbyt wkurwiona na jakieś frazesy i inne duperele w stylu dobrze wychowanej damy.
- Kochałaś mnie?! - zapytał, stojąc już przy wyjściu.
- Spierdalaj! - wrzasnęłam na cały głos. Zamknęłam za sobą drzwi, mając nadzieję, że wyszedł z mieszkania. Kiedy wszystko ucichło, zyskałam pewność, że nie ma przy mnie Vince'a.
Osunęłam się na podłogę, zanosząc się nieprzerwanym, głośnym szlochem. Dlaczego zawsze ja muszę wszystko spieprzyć? Czemu muszę zaufać niewłaściwym osobom?! - myślałam, bardziej się pogrążając w smutku. Płakałam i płakałam... Po pewnym czasie wstałam i bezskutecznie szukałam chusteczek. W geście rezygnacji padłam na łóżko, próbując zasnąć. Chciałam na chwilę zapomnieć... zapomnieć...

Mijają dwie godziny.
Ubrałam się w T-Shirt z Doorsami, dżinsy i glany. Następnie wyszłam z pokoju. Otwarłam drzwi, a przy nich siedział nie kto inny, jak... właśnie Vinnie. W jednej chwili wszystko wróciło.
- Co ja Ci mówiłam?! - podniosłam głos na tego sukinsyna. - Wyjdź. Nie dociera?! - byłam coraz bardziej zdenerwowana. On siedział i patrzył, jakbym nie wrzeszczała na niego. W końcu odpuściłam sobie. Z dumną miną wyszłam do kuchni. Vince poczłapał za mną.
- Nie rozumiem Cię! - powiedziałam do niego spokojnie. - Czego tu jeszcze szukasz?
- Przykro mi, wybaczysz?
- Nie. Żegnam - odparłam szybko. - Nie chcę Cię więcej widzieć w zasięgu mojego wzroku.
- Jest jeszcze coś! - podszedł do mnie, ujmując mnie za rękę. Brutalnie go odepchnęłam.
- Nic nie mów! - syknęłam, robiąc kawę.
- Mnie nie poczęstujesz? - zapytał bezczelnie.
- Ciebie? A zasłużyłeś?!
- Okej, rozumiem. Jestem gejem.
Zatkało mnie. Upuściłam z wrażenia szklankę na podłogę.
- Słucham?! - zawyłam zdezorientowana. Usunął mi się grunt pod nogami, jednak podparłam się.
- Tak. Cześć, Michelle.
Nie zdołałam z siebie wydusić słowa. Dopiero, gdy trzasnął drzwiami, wydobyłam jakieś resztki głosu.
- Stój, czekaj, ale co...?! - chyba zemdlałam.

- Michelle, Michelle?! - usłyszałam piękny głos wznoszący się ponad moją głową niczym rajskie smażone motyle.
- Jestem w niebie? - miałam nadal zamknięte oczy. Jarałam się tym ciekawym zjawiskiem.
- Nie, na podłodze w kuchni. Wszystko w porządku?
Momentalnie się ocknęłam.
- Ty to zawsze musisz "wszystko" zepsuć? - burknęłam. Podniosłam szybko głowę, jednak zapłaciłam za to cholernym jej bólem.
- Nie podnoś główki, My Michelle. Chodź, zaniosę Cię do łóżka, poczytam Ci bajkę... i będzie fajnie! - uśmiechnął się Axl, trzymając mnie po chwili w objęciach.
- Co Ty tu robisz? Zabłądziłeś? - wysiliłam się jednak na zdrową ironię w moim wydaniu.
- Chciałem zajebać Ci Danielsa... - wyszczerzył zęby w uśmiechu, który tak uwielbiałam. Tylko jemu jest pięknie z takim grymasem twarzy... rozmarzyłam się. Nie mogę sobie jednak pozwolić na ujawnianie uczuć. Pora na uodpornienie. Tak to się chyba nazywa.
Nawet nie zauważyłam kiedy siedziałam już na swoim kochanym wyrku. Kątem oka dostrzegłam, że Axl dotykał mojej poduszki w celu poprawienia jej. Przyznaję, że dziś nie popisałam się, jeśli chodzi o porządek, a zwłaszcza ścielenie łóżka.
- Michelle, czemu ta poduszka jest mokra? - zapytał zdziwiony Axl. Zapomniałam o moich łzach, cholera...
- Wiesz, spociłam się i tak dalej... - omijałam temat żalu szerokim łukiem.
- Aha, a ja to Ludwik XVI. Miło mi - podał mi rękę. - Tak serio... czy wczoraj w Hellhouse coś się wydarzyło? Coś, co mogło Ci sprawić ból?
Słuchałam w osłupieniu. Szczerze mówiąc, poruszyła mnie nieco troska Axla. Ni z tego, ni z owego wybuchnęłam śmiechem.
- Nie! Naprawdę, przysięgam, że nie! - rechotałam coraz bardziej, aż przesadnie. - N-nic się nie-eee, stało! - łykałam powietrze, siląc się na przekonujący ton. - Nie martw się o mnie - przypadkowo spojrzałam mu w oczy i poczułam jak opadają emocje. Przez cały ten czas Rudy patrzył na mnie jak na uciekinierkę ze szpitala psychiatrycznego.
- Okej... wrócimy do tego kiedy indziej, tak?
- Nic mi nie jest! - ochoczo go zapewniałam. Z uśmiechem ułożyłam się na mokrej poduszce. Odpływałam w niebyt.
- Dziękuję, Axl - wyszeptałam radośnie. Morfeusz ukołysał mnie w swoich objęciach.
- Tak, wrócimy... - chłopak gładził mnie po włosach. - Śpij dobrze - poklepał moją nogę. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.

1 komentarz:

  1. stwierdzam, że jestem debilem.
    tak dokładnie jestem debilem.
    miałam czytać to opowiadanie, miałam informować o nowych a tu jeb, bardzo mądra Vicky zgubiła adres ;<
    dzisiaj znalazłam, zabieram się za nadrabianie i przepraszam za bycie sierotą.
    no i z pewnością kilka nowych się pojawiło u mnie, od kiedy zapomniałam was informować xddd
    http://my-hell-and-heaven.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń