środa, 20 lutego 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 27.


Z perspektywy Duffa:

Szliśmy do domu dość ruchliwą ulicą LA. Michelle co chwila szczerzyła się do Axla, który odpowiadał jej tym samym, a Erin robiła się za każdym razem czerwona z zazdrości. Oczywiście, ja nadal nie wiedziałem o co chodzi tej psychopatycznej dwójce.
Nagle rozmyślania przerwał mi radiowóz na sygnale. Zatrzymał się tuż przed nami. W wnętrza auta wysiadło dwóch policjantów z przygotowanymi kajdankami i paralizatorem, gdyby zatrzymany za bardzo wierzgał.
- Michelle Knowles? - zapytał jeden z niebieskich mundurów.
- Yhy, bo co?
- Została pani zatrzymana pod zarzutem zakłocania porządku publicznego.
- Co?! Za co?! - zawył Axl.
- Właściciel baru Whiskey a GoGo zgłosił do nas o niepoczytalnym zachowaniu tej tutaj - wskazał na Michelle głową, a ona trzęsła się z wściekłości.
- Że co, kurwa?! - pobiłem swój życiowy rekord w pluciu colą na odległość - Ona odjebała zajebiste porno, a Ty chcesz ją za to zamknąć? Chyba Cię pojebało!
- Proszę jej nie brać! Ona pana zgwałci! - Erin dusiła sie ze śmiechu. Miałem ochotę jej przywalić, ale cóż... jakby nie patrzeć to kobieta.
- A jak Ty zakłócasz ten porządek swoją gębą, to uważasz, ze wszystko jest okej?!- Michelle burknęła na przyszłą panią Rose.
- Bez takich akcji - wtrącił się policjant. - Pójdzie pani z nami.
- Nigdzie nie idę, do jasnej cholery! - wrzasnęła.
- Michie, nie protestuj, bo będzie jeszcze gorzej - kiwnąłem na trzymany przez smerfa paralizator. - To zapewne długo nie potrwa, prawda?
- Dopóki nie uspokoimy tej młodej damy. Żegnam i życzę miłego dnia. - pożegnali się i wsadzili naszą przyjaciółkę na tylne siedzenie, skuwając ją tak, by nie mogła myśleć o ratowaniu się ucieczką.
Wróciliśmy do mieszkania, gdzie czekała Alice, tylko we trójkę. Brak współlokatorki nie uszedł nam płazem.
- Gdzie Michelle? - zapytała, całując mnie w policzek. Kurwa, czemu tylko w policzek?!
- W areszcie. - odpowiedziała beztrosko Erin.
- Jak to, w areszcie?!
- Zatrzymali ją za zakłócanie porządku publicznego w Whiskey a GoGo. - głos Axla dziwnie drżał albo tylko mi się wydawało.
- No to pięknie... - westchnęła Alice - Po prostu super...
Poszedłem do kuchni, by nalać nam zbawiennego Danielsa. Usiedliśmy w prowizorycznym pokoju i delektowaliśmy się jego smakiem. Sielankę przerwała Erin.
- Kochanie, pochwal się naszym szczęściem. - zaszczebiotała.
- Że co? - Rudzielec najwyraźniej nie bardzo łapał o czym ona bredzi.
- No, ślub. Termin się zbliża.
- Ach tak. Pobieramy się za miesiąc. Wszystko już ustalone.
Zapanowała niezręczna cisza, której żadno z nas nie przerwało aż do całkowitego opróżnienia kieliszków.
Po jakimś czasie milczenia zdenerwowana Alice wstała, i krzyczała:
- Michelle to nasza przyjaciółka! Jebać wasz ślub! W dupie to mam, dopóki nie odbije się jej z pierdla... musimy jej pomóc, debile! Musimy! - była coraz bardziej podekscytowana i wzburzona jednocześnie.
- Kto jest za? Kto?!
- Ja. - podniosłem rękę, patrząc wyzywająco na Axla. - A Ty co, nie pomożesz, bo Erin będzie płakać?
- Nie mów o mnie tak, jakby mnie tu nie było! - obraziła się panienka z dobrego domu.
- Och, nie zauważyłam! - burknęła Alice. - Działasz mi na nerwy, więc mam prawo Cię olewać, jasne? Ty nie wiesz, jak to jest być w ciąży, i prawdopodobnie nigdy się nie dowiesz... - spojrzała kpiąco na Rudzielca. - No dalej! Pomagasz czy nie?
- Ale Axl... - zaczęła Erin.
- ... ma ruszyć dupę i pomóc przyjaciółce! - brutalnie przerwalem jej tyradę. - To jak?
- Bo co mi zrobisz, jeśli się nie zgłoszę? - zapytał zaczepnie chłopak zaślepiony w biust Erin. - Michelle da mi spokój?
- Dokładnie! - zawołała Alice. - A teraz zbieramy się, trzeba ratować Michelle, zanim policjant dobierze jej się do majtek!
Znów zapadła niezręczna cisza.
- Nieważne, idziemy! - pociągnąłem tą dwójkę za drzwi. Na odchodnym zawołałem na Erin, aby pilnowała kurzu, żeby nie uciekł. Cieszyła się samotnością, o ile Slash, Izzy i Steven są poza terenem Hellhouse.
- Jaki mamy plan? - zapytał Axl, dziś wyjątkowo trzymający głowę na karku.
- Plan jest taki... yyy... że nie mamy planu! - odpowiedziała pewna siebie Alice. Zasępiła się, po czym przystąpiła do obmyślania intryg. Mówiła o pomysłach, ale już nie mogłem jej słuchać: "Za skomplikowane, nie, to głupie..."
- Idziemy na spontana! - zawołał Axl. Po raz pierwszy od długiego czasu się z nim zgadzam.
- Ruszajmy przebojem, waleczni ćpuni! - zarządziła dziewczyna, prowadząc nas na komisariat. Nie chciałem się sprzeczać z przyjaciółmi. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, nie mieliśmy zamiaru się bawić w ceregiele.
- Forsa, forsa, forsa! - Axl jebnął w drzwi z buta, następnie podleciał do policjanta i pytał o niejaką Michelle.
- A, jest tu taka! - zaprowadził nas do jej celi. Mieliśmy ją podziwiać jak jakąś małpę w zoo. Zakryłem oczy ze wstydu.
- Wypuśćcie mnie, jebane suki! - wrzeszczała, waląc w kraty. - Chcę wyjść! Czekają na mnie te śliczne pelargonie, a Wy nie pozwalacie mi się nimi zająć! Co z Was za ludzie! - grzmiała dalej, tupiąc nogą niczym obrażony bachor. - Prooooszę, ja nie mogę tak żyć... jestem taka samotna, nikt mnie nie koooocha! - zaczęła swój popis wokalny. - Jestem taka opuszczona... - pociągała nosem wymuszając płacz. - Nie macie serca! - wrzasnęła na policjanta stojącego obok nas.
- Uspokój się, to szybciej wyjdziesz - odpowiedział glina znudzonym głosem.
- A jest szansa na zawiasy? - głos Michelle zmienił sie momentalnie, przeszedł w słodką i błagalną barwę.
- Yyym, trudno powiedzieć.
- Zapłacimy kaucję - zaproponowała moja dziewczyna. Była blada jak śmierć. - Ile?
- Hmm, za to truchło...
- Wypraszam sobie! - zawołał oburzony Rudzielec.
- Nie mówi o Tobie, palancie! Ale wypraszam sobie! - obraziła się Michie. - Ile?
- 20 tys. dolców.
- Słucham?! - zawołaliśmy całą czwórką.
- No.
Axl wyjął z kieszeni karteczkę. Napisał na niej "20.000 dolców", potem podał ją policjantowi.
- Proszę. Możemy wyjść?
- Okej. Ale bez niej.
- Zapłacił! - zawołałem. Byłem rozbawiony.
- Sprawa ma się tak. Przynieście hmm, forsę... - spojrzał wymownie na Axla. - Do końca tygodnia.
- To jest wyzysk! Za takie coś nawet dziesięciu dolców bym nie dała! - powiedziała Alice lekceważąco.
- Bez kasy się tu nie pokazywać!
- Dobra, spokojnie, coś się wymyśli - zapewnił Axl. - Do widzenia! - zmierzał cichutko do wyjścia. - A Wy co? Idziemy!
- Trzymaj się, Michelle - pożegnaliśmy się z dziewczyną.
- Spoko. Jestem taka samotna... - zaśpiewała pod nosem.

1 komentarz: