wtorek, 19 lutego 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 26.


Punkt widzenia Michelle:

Po paru godzinach uporaliśmy się z przygotowaniem planu Duffowych urodzin. Miałam taką cichą nadzieję, że się ucieszy. Po pewnym czasie słowa moich przyjaciół zaczęły się zlewać. Wiedziałam, że usypiam. Chciałam wstać, jednak usłyszałam "Zostań jeszcze!" w wydaniu Alice. Zostałam, czyli padłam na podłodze naszego salonu. W ostatniej chwili poczułam, że coś śmierdzi, ale nie miałam siły przekładać głowy. Otworzyłam oczy. O cholera! To była stopa Axla... przy moim nosie...
- AAAAA! - wzdrygnęłam się. Przeniosłam nieprzytomną głowę, gdzie popadło. O, cycki Alice! Przynajmniej nie capiące giery Rudego. Zawsze jakieś pocieszenie. Usłyszałam niewyraźny śmiech chłopaka.

Punkt widzenia Alice:

- Axl... - zaczęłam niepewnie - Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?!
Rudzielec ściągał właśnie swoją skarpetkę i zbliżał stopę do twarzy Michelle.
- Cucę ją. - odparł spokojnie, jakby chodziło o coś zupełnie normalnego i wcale nie psychicznego.
- Cieszę się, że Duff tego nie robi... - szepnęłam, patrząc jak stopa Rudzielca zbliża się na niebezpieczną odległość. - Hm. Poczekaj z tym moment.
- Dlaczego?
- Nadal nie wiem co tak właściwie się dzieje między wami.
- Co ma się dziać? - był zdezorientowany, choć doskonale wiedział o co mi chodzi. - Alice, mówiłem ci. Bez względu na urojenia Iron Maiden ożenię się z Erin. I chuj.
- Chcesz resztę życia spędzić u boku kobiety, która będzie ci piszczeć do ucha teksty typu "misiaczku"?!
- Nawet nie wiesz, jakie to podniecające - wyszczerzył się.
- Wiesz co? Lepiej już przystawiaj tą przepoconą girę i zamknij jadaczkę, bo mnie mdli.
Michelle ocknęła się momentalnie.
- Aaaa! - wrzasnęła. Jej głowa praktycznie przekręciła się w nienaturalny sposób i wylądowała na... moim biuście.
- Innej poduszki nie masz?! - usiłowałam ją zrzucić, ale nie dała się.
- Wygodnie jej. - roześmiał się Marchewka, w reakcji na jej głośne chrapanie.
- Sam byś tak chciał, matole! - ni stąd, ni zowąd wyłonił się Duff. - Mam być zazdrosny?
- Nie. Niech leży. Mogło być gorzej - westchnęłam i zaczęłam bawić się jej zielonymi pasemkami.

Punkt widzenia Michelle:

Weszłam do kuchni w celu otrucia domowników. Zabrałam się za zrobienie sobie kawy, ale przeszkodził mi w tym blondyn, który wtargnął do mojego centrum dowodzenia.
- Cześć, Duff! Co u Ciebie? Chcesz kawy? - szczerzyłam się, aż do przesady. Spojrzał na mnie, łapiąc, że coś jest nie tak:
- Wszystko okej, przynajmniej u mnie. Nie wiem, jak u Ciebie, martwię się o Twoje zdrowie psychiczne!
- Co?! - gdybym wiedziała, że się przewrócę, to bym sie położyła. Za późno. Wstałam prędko, tłumacząc, że nie ma obaw. Oparłam rękę na jego ramieniu, chichocząc.
- Czy Ty chcesz mnie przelecieć?! - zapytał wzburzony Duff.
- Nie jestem lesbijką! - odskoczyłam od niego najprędzej, jak się dało. - A może skoczymy do sklepu z zabawkami?
Chłopak spojrzał na mnie wyraźnie zmartwiony.
- Plooosę! Bo zacznę szczebiotać jak Erin! Misiaćkuu! Buu! - łezki mi poleciały z emocji. - Pliiis!
- Dobra! Skończ, idziemy, nawet teraz! - wyszarpnął mnie za drzwi, aby mieć święty spokój. No proszę, ta pipka Rudzielca się na coś przydała!
- A po cholerę my tam idziemy?! - zapytał basista.
- Pomyślałeś o tym, że Twoja dziewczyna jest w ciąży, i Ty zresztą też? Nie myślisz o dzieciach! - oburzyłam się, obrzucając Duffa krzywym spojrzeniem.
- Okej, ale się stresuję przed zabawkami, you know...
Chcesz mnie wysłać na śmierć?!
- Słucham?!
- Powiem Ci coś. Jak byłem mały, to, poszedłem z mamą do ToysLand.
- Chwila, to tam, gdzie teraz mieszkają transseksualiści? - zapytałam w celach informacyjnych.
- Tak, właśnie tam. Jeden z nich zapytał mnie, czy Slash jest kobietą... - odparł od niechcenia. - Właśnie tam miałem traumatyczne przeżycie. Mama zostawiła mnie na chwilę samego między regałami. Postanowiłem sie rozejrzeć. Miałem 15 lat, byłem małym dzieckiem! Wszystko było w porządku, do czasu. Na głowę spadł mi mały plastikowy klown. Szczerzył się do mnie szyderczo. Tak jak Ty dzisiaj przy kawie... - zaniósł się szlochem, a ja pożałowałam tej rozmowy.
- Przykro mi. Postaram się więcej nie uśmiechać - pociągnęłam kąciki swoich ust w dół. - Nie bój się, jak jakiś klown spadnie Ci na łeb, to go zatłukę! Obiecuję!
Duff zastanowił się nad moją propozycją. Po pewnym czasie się zgodził.
- Mając taka Iron Maiden przy boku nie trzeba się bać tych jebanych psychopatycznych zabawek!
- Brawo! - przybiliśmy sobie piątkę. Poszliśmy razem do sklepu, każde pogrążone w swoich myślach. Nie mogłam się zdecydować, co kupić Alice. A o czym Duff myślał, to nie mam pojęcia. Widziałam, że jego mina nie wyraża praktycznie żadnych emocji. Nawet nie wiedziałam, kiedy dotarliśmy do naszej ziemi obiecanej. Tylko nastrój musiała zjebać Parka Roku.
- Cześć! - powitała nas spostrzegawcza Erin.
Super. Zajebiście zaczęłam dzień. Z mimiki Duffa wywnioskowałam, że on również nie ma z tego powodu orgazmu. W końcu to nie Alice.

Z perspektywy Duffa:

Naprawdę martwię się o tą dziewczynę. Ostatnio zachowuje się coraz dziwniej. Nie miałem nic przeciwko, gdy rzucała się Axlowi na szyję niezrażona faktem, że on niedługo będzie już żonaty, ale tulenie się do biustu MOJEJ dziewczyny to już lekka przesada. Dlatego wyciągnąłem ją za szmaty z mieszkania, żeby nie daj Boże, nie doszło do czegoś więcej. Weszliśmy do tego cholernego sklepu, właściwie sam nie wiem po co. Przy dziale z sukienkami zauważyłem Erin i Axla. Urocza para. Żart. Nie musiałem tego nawet mówić na głos. Michelle i tak pizgała się jak wariatka.
- Co wy tu robicie? - ton Rudzielca wskazywał na triumf typu "A nie mówiłem, że Alice ci się znudziła i chcesz się zabrać za Iron Maiden?!"
- A co, to już nielegalne?! - uniosła się wyżej wspomniana.
- Michie, złość piękności szkodzi! - odezwała się Erin.
- Możesz być spokojna, tobie bardziej zaszkodzić się nie da!
- Dobra, spokój, nie chcemy bójki w sklepie! - starałem się je uspokoić. - Chociaż, gdyby dać wam do tego budyń... Mniejsza. A wy czego tu szukacie?
- Erin ma kolekcję porcelanowych lalek. - wykrzusił wokalista - Przyszliśmy się rozejrzeć za następną.
- Nie zapominaj, że ta najbardziej zajebista nazywa się Axl Rose! - podbiegła przyszła pani Rose i cmoknęła go w policzek.
- Jest też karykatura Michelle! - zmienił temat - "Panna wstająca z grobu".
Nie mogłem się nie roześmiać.
- Chwila, to ta, co mnie nią ten plastik...znaczy, Erin, straszyła podczas próby morder... - zamknąłem się, ponieważ Axl odwrócił się do mnie tyłkiem. - Faktycznie, przypominała Michelle... - wybuchnąłem śmiechem.
Widząc morderczy wzrok Michie przeszliśmy do innego działu. Łudziłem się, że to coś da. Podziałało. Na moment.
- Patrzcie jaka super bluzka! - wrzasnęła na cały sklep.
Przeczytałem napis z wiszącego ciucha. "Mam zajebistego tatusia, a mamusia to zbędny dodatek". Hm. Sympatycznie. Myszkowałem po bluzkach, jednak inne wydawały mi się mniej ciekawe. Trzeba przyznać, że Michelle ma oko do rzeczy nietypowych. Krążyła po sali w poszukiwaniu sensacji. Następnie podeszła do Axla i Erin, w podnieceniu coś tłumacząc. To było mniej więcej "chodźcie tam! taaam! jest suuper!" - cieszyła się jak małe dziecko.
- Bu! Hahaha! - wyskoczyła zza różowego stroju baletnicy. Axl się uśmiechnął, a Erin zapytała "Och, to dla mnie? Dziękuję, nie musiałaś!".
- Nie, idiotko. Dla mnie - warknęła Michelle, biorąc strój do ręki. Zmierzała z nim do kasy. Widziałem, że nieco niedyskretnie puściła oczko do Rudzielca. Jemu w odpowiedzi kwitł banan na gębie.
- Mogę wiedzieć, o co chodzi? - zapytałem go.
- Nie, nie możesz. - odparł. Potem poszedł zapłacić za to różowe gówno. Cholera, Michelle, co Ci jest?! Nie zapytam na głos, bo to nic nie da. Nawet psycholog nie wytrzyma. Międzyczasie wyłapałem, że dziewczyny zaczęły się całkiem nieźle dogadywać.
- No ale dlaczego trafiam na kurdupli?! - żaliła się Erin wariatce, jakby były najlepszymi przyjaciółkami. - Chociaż w sumie nie chcę, żeby to głupio wyglądało, że mój łeb nawet bez klękania jest przy chuju... - spojrzała wymownie na mnie.
- Haha! To by było wygodne! - zaśmiała się Michelle.
- No wiesz co?!
- Patrząc z perspektywy faceta, rzecz jasna - uspokoiła ją.
- Yymm... Okej, przejdźmy się. Znalazłam tutaj całkiem śliczną czarną sukienkę dla Twojej lali! - zapłonęła entuzjazmem. Pociągnęła swoją nową koleżankę za rękę w stronę ubranek.
- Och, jaka śliczna! Na trupa będzie boska! - patrzyła ironicznie na jakieś małe gówienko z cekinami. Tego nawet Izzy nie założy, nie ma mowy! Może też dlatego, że jest za małe. Erin widocznie nie skumała ironii - dołączyła "sukieneczkę" do zakupów. Dziewczyny po zapłaceniu zmierzały w kierunku wyjścia. Czekał na nie Axl, a ja szedłem za nimi.
- No to co? Niedługo idziemy się zabawić? - zapytał Rudzielec, tańcząc fragment radosnego pogo.
- Jasne, woo-hoo! - zawyłem, naśladując kolegę.
- Okej, idziemy - Erin poczłapała za nami. Michelle szła równym krokiem, milcząc. Axl i Erin szczebiotali sobie do uszu. Super. Wiadomo, że Michelle jest w miarę zdrowa - za ich plecami udawała, że rzyga.
Miło, ze wróciłaś - pomyślałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz