niedziela, 17 lutego 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 25.


Parę dni później. Punkt widzenia Michelle:

Axl stale przekłada termin ślubu, Izzy, Slash i Steven nadal ćpają jak popierdoleni, a ja... ja znów zastanawiam się, co robić.
Michelle, co się stało? Zawsze byłaś odważna, a teraz zachowujesz się jak jakaś pieprznięta piętnastolatka. Zajebista wizja, nie ma to jak ładne pocieszenie od siebie samego. Zresztą chciałabym zrobić coś ciekawego, aby choć na chwilę zapomnieć. Napijmy się! - pomyślałam, patrząc pogodnie w lustro. Podobno po alkoholu przychodzą do łba najlepsze pomysly!
Po upojeniu się wpadłam istotnie na coś ciekawego. Na gitarę mojej przyjaciółki. Mimo że nie miałam zupełnie pojęcia, jak na niej grać, szarpałam struny. Byłam najebana, a pijanym się wiele wybacza, prawda?
Alice weszła do pokoju, w którym molestowałam instrument. Była w samej bieliźnie.
- Aaaa! - wrzasnęła przestraszona.
- A co Ty tak bez pukania? - podchmielona, posłałam jej bezczelny uśmieszek.
- To mój pokój! Wypad! - piszczała, ciągnąc mnie za bluzkę.
- Eeeej, chociaż gitarę mogę wziąć? - zapytałam błagalnie.
- Nie i chuj! - wyrwała mi ją z rąk.
- Prooooszę! Mam genialny plan! - powiedziałam do niej usiłując ją przekonać co do moich dobrych intencji. Spojrzała na mnie wątpiąco. - Rozumiesz? PLAN! Mwahahahahaha!
- No dobra... - westchnęła z rezygnacją, podając mi gitarę. - Proszę.
Gapiłam się na nią bez słowa. "Proszę"?. Okej, co ona wąchała?
- Yy, dzięki. - powiedzialam spokojnie, jednak gdy wyszłam z pokoju, dopadła mnie fala euforii. Dawno się tak nie czułam! Pominę fakt, że przy wchodzeniu do salonu się wyjebałam, co wywołało mój wybuch śmiechu. Na szczęście gitarze nic sie nie stało:
- Mr. Brownstone, żyyjesz, yk? - zapytałam martwy przedmiot, przykładając ucho do otworu w pudle. Chuj wie, jak się to fachowo nazywa! Ważne, że jest faaaajne. Usiadłam na podłodze, uprzednio po pijaku sprawdzając stan gitary. Zaczęłam bawić się w napierdolonego Slasha, grając byle jak, byle co, i wyjąc do tego Hey, Hey, What Can I Do. Zapomniałam przy okazji o całym świecie... dopóki Alice mnie nie wybudziła z transu.
- Michelle, mam pomysł, mwahahaa! - zachichotała złowrogo. - Usłyszałam Twoją przeróbkę Zeppelinów. Niedługo wypadają urodziny Duffa, więc pomyślałam o niespodziance.
- Aha, mam wyskoczyć z tortu? - zareagowałam nieco sceptycznie, ale żartobliwie.
- Nie, wariatko! - poczochrała mnie. - Zrobimy własną wersję tej piosenki, hmm?
- Mam grać? - wyszczerzyłam się, muskając struny gitary.
- Nie, Mr. Brownstone jest tylko mój, móóóóóóóóóóóój! - wydarła się, przez co wypadła w moich oczach komicznie. Zaczęłyśmy się śmiać.
- Sądzę, że to zajebisty pomysł, musisz częściej myśleć na trzeźwo! - stwierdziłam, patrząc na przyjaciółkę.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała z uśmiechem. - Jak wytrzeźwiejesz, to może weźmiemy się za własny pseudocover?
- Niee! Jak jestem wstawiona, to mam wenę! - zaprotestowałam. Alice nie wiadomo kiedy zabrała mi gitarę, więc z niemałym szokiem spojrzałam na instrument w jej rękach. - Aaale, to jeszcze było uu mnie!
- Leżało na podłodze... - westchnęła Alice, posyłając mi spojrzenie pełne litości.
- Wanna tell you about the gay I know, My he looks so drunk! - zaczęłam śpiewać, a przyjaciółka dobierała chwyty. Super, teraz zacznie się zabawa! Do naszych głów przychodziły chore pomysły, z minuty na minutę sytuacja stawała się coraz bardziej zwariowana. Prawdopodobnie nikt inny nie wpadł by na strzelanie z wybuchowej bitej śmietany na twarze, tylko Alice. Z kolei ja miałam raczej pomysły na...
Zgon. Cholera, film mi się urwał! Wiem jedynie, że obudził mnie przenikliwy świński wrzask:
- Hey, what can I do! Hahaa!
- Co to za prosiak, kurwa?! łeb mi pęka! - majaczyłam.
- To ja, jełopie! Foch! - wrzasnęła Alice. Co miałam mówić? Czas na szczerość:
- Rozumiem, że z gitarą Ci sie układa, ale...
- Ale co?!
- Nie! śpiewaj! więcej! - wyartykułowałam każde słowo, po czym przyjaciółka zaczęła mnie podduszać poduszką. Fajna zabawa dla truposzy! Odepchnęłam ją na drugi koniec łóżka, po czym wybiegłam z piskiem "Kto pierwszy, ten molestuje gitarę!".
- Uaaa! - zaczęła mnie gonić, aż straciła dech.
- STOP! - zatrzymałam ją. Następnie zaryzykowałam i wzięłam ją na ręce, zanosząc do salonu, w którym leżał samotny Axl z gitarą w ręku.
- Co Ty tu, kurwa robisz?! - pisnęłam w jego stronę.
- A co kurwa?! Przeprosić nie wolno?! A, widzę, że jesteście zajęte... - spojrzał krzywo na Alice będącą nadal na moich rękach.
- Pomagam ciężarnej. Ty też byś mógł! - syknęłam złośliwie. Odłożyłam Alice na miejsce.
- Och, to mogę Cię podnieść, Iron?
- Maiden, chuju niemyty! Maiden! Ale możesz... - zmieniłam ton głosu na przesłodzony, zwalając się Axlowi na ramiona. - A teraz może przejdziemy do przeprosin? - zaproponowała Alice, ratując gitarę, która została rzucona w kąt.
- Alice, będziesz zajebistą matką! - odpowiedziałam z uśmiechem, a potem spojrzałam na uśmiechniętego Axla. Serce mi się ścisnęło... jak za dawnych dobrych czasów. - Przepraszam Cię za wszystko. Wybacz mi. Czy mogę Cię przytulić? - tu wypaliłam z takim pytaniem. Już trudno.
- Nie, sorry, histeryczko. - odepchnął mnie delikatnie na podłogę, a jego twarz skamieniała.
- Okej. - dźgnęłam go w ramię, jak kiedyś. Alice obserwowała nas w milczeniu, zmieniając emocje stosownie do sytuacji. Zasmuciłam się. Chciałam wstać, ale Axl złapał mnie za nadgarstek, nie pozwalając mi się ruszyć z miejsca.
- Iron, ty jeszcze w Świętego Mikołaja wierzysz? - objął mnie, szepcząc przeprosiny.
- Oooh! - westchnęła Alice. Uwierzyłam na moment, że wszystko od tej pory będzie dobrze.
- No to co, Axl, pomożesz nam pisać piosenkę dla Duffa? - wypuściłam chłopaka z objęć, patrząc na niego i Alice błagalnie. Prosiłam w myślach, aby nie wynikła z tego awantura. Duffie to, Puffie tamto... jednak się tak nie stało! Dziewczyna podała Rudemu tekst Zeppelinów. Po chwili odparł:
- Cholera, tego głąba też muszę przeprosić! Spoko, gramy! - zapalił się do tego pomysłu jak nikt inny. Przejrzał jeszcze raz naszą autorską parodię.
- "He's the only one I've been fuckin..." - niech zgadnę, to napisała Michelle? - spytał nas zaczepnie. W odpowiedzi zaczęłam suszyć ząbki.
- Oj, Axelku, nie bądź zazdrosny, przecież nie pobije to Twojego epickiego November Rain! - pocieszała go Alice.
- Co? Czemu ja tej piosenki nie słyszałam?! Uwielbiam listopad! Lisssstooopad! - zawołałam śpiewnie, po czym poprosiłam go o zaśpiewanie fragmentu.
- E, tam, nie. Usłyszysz na urodzinach, okej?
- Spoko, a mam przerabiać tekst?
Axl spojrzał na mnie jak na świra.
- Niee! - zawyli razem z moją przyjaciólką. Nie ma to jak entuzjazm!
- W takim razie Nasz Kochany Axelek wyskoczy z tortu! Buahaha! - zaśmiałam się, wskazując go palcem.
- O, o, o! W stroju baletnicy! - zawtórowała Alice, zawijając swoje pasemko na palec.
- Misiaczku... - zaszczebiotałam. Chciałam jeszcze go dobić. Należało mu się za agresywną małą sukę. - Psyjdzies z Elin?
- Z kim, kurwa?!
- Przepraszam. Przyjdziesz z Misiaczkiem?
- Nieee! - Alice w odruchu zakryła usta dłonią, a Axl się uśmiechnął.
- Niee, i chuj! To ma być moja impreza! - odezwał się Rudy.
- Niee, miśku. To ma być Impreza Duffa, i tyle! Ty będziesz słodką baletnicą z tortu - dałam mu kuksańca w bok. Koleżanka zrobiła minę zbitego szczeniaczka, a następnie wstała i przyniosła piwo z lodówki.
- Za powodzenie naszego chorego planu! - wykrzyknęła radośnie.
- Hip, hip, hurra! - odpowiedzieliśmy, po czym musiałam zapytać o coś istotnego.
- Tak w ogóle, to kiedy Mamuśka ma urodziny?
- Jak to kiedy? 31 lutego! - odpowiedział chłopak, opróżniając puszkę.
- Okej. Wyrobimy się - uśmiechnęła się Alice. Sprawa z przygotowaniami do "rodzinnej" popijawy połączyła nasze serca i mózgi, jak miłość do czerwonych Malboro złączyła Axla i Slasha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz