sobota, 16 lutego 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 24.


Punkt widzenia Duffa:

Podszedłem do niego, wrzeszcząc na Erin, żeby poszła do siebie, bo nie ma na co patrzeć.
- Do jasnej cholery, opanuj się, bo wezwę Pikusia! - pisnął Axl tym swoim Gunsowskim głosikiem, na który leciała każda napalona małolata.
- Kogo? - zapytałem z lekkim zdziwieniem. - Nie znam żadnego pikusia, poza Tobą, tępy chuju! - znów rzuciłem się na niego z łapami. Bohaterska Erin pędziła na ratunek swojemu słodkiemu mężusiowi, trzymając w ręce porcelanową lalkę:
- Jeśli jeszcze raz go tkniesz, to pożałujesz, idioto! - syknęła, trzymając tą kukłę tuż nad moją głową, abym mógł patrzeć temu czemuś w puste oczy. No, jeszcze czego!
- Idź stąd, dziecinko, to sprawy dla dorosłych! - syknąłem. Opętała mnie furia. Szarpałem się z Axlem, odpychając dziewczynę od nas.
- TY SUKINSYNU! POWIEDZIAŁEŚ JEJ, POWIEDZIAŁEŚ!!! - warczał na mnie niczym wariat, okładając mnie pięściami. Oddałem mu mocno w jaja i wyszedłem, rzucając coś w stylu "Sam byś tego nie zrobił, cioto. Baw się dobrze!". Zamknąłem drzwi z hukiem. Jestem pewien, że usłyszałem cichy szloch narzeczonej Rudego. Wróciłem do Hellhouse. Byłem jednocześnie wkurwiony, a zarazem zdołałem udawać, że nic się nie stało, i paść Alice do stóp, mówiąc o tym, jak bardzo chciałbym ją jeszcze raz przelecieć. Te pieprzone dzieci wszystko komplikują! A moje jeszcze nie kopało... cholera. Co jest? Może już nie żyje?
- Ożyj, kurwaa! - pisnąłem, bijąc się w brzuch.
Alice spojrzała na mnie rozbawiona.
- Co ty odpierdalasz?
- Yyym... eee... - plątałem się w zeznaniach.
- Chodź tu do mnie - uśmiechnęła się moja dziewczyna, po czym pozwoliła mi się objąć i bawić się jej długimi czerwonymi pasemkami. Wdychałem ich zapach jak białe kreski.

Następnego dnia w Whiskey A GoGo:
Jest już wieczór, a ja się napierdalam w cztery dupy, co mi nie sprawia problemów. Na pewno to idzie mi lepiej, niż Axlowi wychodzi miłość. Chyba bokiem. Pf, śmieszny facio. Siedzę sobie przy stole z równie najebanymi chłopakami, w sensie z zespołem... poza naszym Marchewkowym Księciem. Alice dzielnie nadzorowała nasze poczynania przy butelce. Byłem tak napierdolony, że widziałem w niej anioła. You know... Daniels ma właściwości uduchawiające.
- Hej, ciotki, posuwać dupy! - oczywiście sielankę musiał zjebać Rudzielec.
- A gdzie Twoja dupa? - zapytałem z przekąsem zadowolonego z siebie idiotę. Tym razem nie miałem na myśli Adlera, wyjącego "Mało nas do pieczenia chleba!".
- Siedzi na miejscu, nie widać? - wskazał na swój babski tyłek.
- On miał na myśli Erin, ciotko! - Slash po raz pierwszy, od kiedy go znam, powiedział coś zgryźliwym tonem.
- Ahaa... spoko, niedługo przyjdzie. Co się tak martwisz, Puffie-Duffie? Widzisz, co wczoraj zrobiłeś? Spójrz na to! - pokazał maleńkie zadrapanie na policzku. - Zraniłeś mnie, a moja reputacja poszła się jebać! Muszę płacić za kosmetyczkę, która mi to zakryje! Jestem taki nieskazitelny, a ty, chuju, musiałeś to zjebać! - mówił to ze łzami w oczach, robiąc z siebie ofiarę. Zaraz za mną rozległ się czyjś melodyjny śmiech.
- Oj, biedne Akślątko... - uśmiechnęła się dziewczyna, posiadająca dziś zielone pasemko na włosach. Odwzajemniłem to niewyraźnym grymasem.
- Michelle! Jak dobrze Cię widzieć rozbawioną! - Axl zagryzł zęby. - Co Cię tu sprowadza?
- Twoja porażka, imbecylu - wyszczerzyła się niczym psychopatka. - A tak serio to przyszłam się napić. Macie coś dobrego?
- Taa, Twoją krew, dziwko! - wstał Axl rzucając się na nią z pięściami.
- Tego już za wiele! - pizgła mu w twarz, aż się zatoczył. Adler, Slash i Izzy zaklaskali i dopingowali parę: Garda, z lewej, nie tak! Z bańki! Krzesłem go! Takiego trzasku i huku nigdy nie usłyszałem! Taka walka na żywo... i najpiękniejsze były miny Axla. Nie wiedziałem, czy on ma zamiar płakać, czy się śmiać, czy coś... zajebiście wyglądał z łezką w oku, z gównianym wyrazem twarzy i czerwonym policzkiem.
Walka wydawała się nie mieć końca. Nie zwróciliśmy uwagi na wejście Erin, podczas gdy Michelle niespodziewanie weszła na Slasha:
- Get In The Ring, Mother Fucker! Hahaha! - chichotała jak najebany Axl, rozpinając bluzkę Hudsona, oblizując przy tym wargi. Slash, nie wiedząc, co ma robić, poddał jej się, patrząc błagalnie na mnie. Co miałem zrobić? Lepsze to niż porno!
- Uch, Michelle, rób tak dalej! Axlowi żyłka pęka! - zachęcał ją gitarzysta. Michelle nie miała ochoty na to, widziałem po niej, jednak bawiła sie dalej, nie zważając na lamenty wokalisty "Widzisz, Erin? Ona tak umie w barze, a Ty co?!". Szatynka gładziłą nagi tors Mulata, przejeżdżając od czasu do czasu wargami po jego ciele. Slash, rozluźniając się, cicho stęknął.
Dziewczyna nie miała oporów.
- Teraz Ty, pierdol się, Axl! - syknęła kusząco do zdezorientowanego Rudzielca, patrzącego z obrzydzeniem na Michelle oblewającą się Danielsem. Do tego Slash lizał jej dekolt, spijając z niej alkohol. - Coś jeszcze chcesz powiedzieć, agresywny mały chuju?! - tu wylała na niego cały kufel piwa. Axl był wściekły. Pociągnął Erin za sobą w kierunku wyjścia. Zatrzymałem ich.
- Chciałeś, to płać, sukinsynku! Hahahahah! - zacząłem się z niego pizgać. Michelle udając orgazm, jęczała, poruszając się rytmicznie. Patrzyła przy tym na Axla z nienawiścią.
- Wygrałam, sukinsynu. Wygrałam. - w tym momencie Michelle wpiła się w usta napalonego Saula. Widać, że oczekiwał czegoś więcej, jednak ta już skończyła przedstawienie. Potem spojrzałem na Alice. Była zarumieniona, najwidoczniej podobał jej się taki widok.

Wydarzenia w oczach Michelle.

Wreszcie udało mi się go wkurwić! Już zebraliśmy swoje tyłki i wracamy do domów, żeby nie było. Slash trąca moje ramię, przystawiając się do mnie. Nagle objął mnie w pasie.
- Spierdalaj! - syknęłam na niego.
- O, a gdyby Axl Ci tak zrobił, to byłabyś wniebowzięta, co?! - zakpił.
- Posłuchaj - odciągnęłam jego dłonie od swojego ciała - Wybacz, ale nie jestem zainteresowana. Myślałam, że jesteś w takim stanie, w którym się niczego nie ogarnia. Kumasz?
Akurat tego nie zrozumiał. Na dowód dał mi całusa w policzek. Przemilczałam to, resztę drogi przebyłam, będąc naburmuszoną, małą agresywną suką. Nie mogłam myśleć o niczym innym. Głowę zaprzątał mi widok zagubionego Rudzielca. Pod względem uczuciowym jestem sadystką.

Następny dzień, Hellhouse.
Z perspektywy Alice:

Nie mam pojęcia, co to miało znaczyć, ale cokolwiek to było, Michelle poradziła sobie rewelacyjnie. Zaskoczyła nas wszystkich swoim... wyczynem. Tak, to był wyczyn, bez dwóch zdań. Axl był tak wkurwiony, że wziął swą przyszłą małżonkę i zwiał, mimo oporów Duffa. Siedziałam nieruchomo na krześle wpatrując się w zdezorientowanego Slasha.
- Nie mów mi tylko, że też masz zamiar zrobić coś takiego! - Duff objął mnie od tyłu.
- Nawet jeśli to co?
- Muszę akceptować twoje wariactwo. - stwierdził po namyśle.
Wróciliśmy do domu, Michie nieco chwiejnym krokiem pokonywała schody. Asekurowałam ją idąc na szarym końcu pijackiego pochodu. Męczyła się z klamką, widocznie nie wpadła na to, że drzwi są zamknięte na klucz. Geniusz.
- Alice... - zaczęła rozmowę w kuchni.
- Co? - poparzyłam się wrzątkiem. Kurwa.
- Niedługo urodziny Duffa, nie?
- Tak. - przytaknęłam - Czemu pytasz?
- Zróbmy imprezę! - krzyknęła.
- Tobie już wystaczy imprez na jakiś czas.
- Ej... - spojrzała na mnie wzrokiem zbitego psiaka. - Jedna urodzinowa popijawa... Obiecuję, że nie będę odstawiać pornografii.
- Po tobie spodziewam się już dosłownie wszystkiego - roześmiałam się.
- Zawsze do usług!

Perspektywa Michelle.

Postanowilam się zabawić w "kidnappera". Z samego rana naszło mnie na akcje w stylu Naćpany David Copperfield. Ale numer! Zerknęłam na zegarek, ale oczywiście pijany Adlerek musiał bawić się tym ustrojstwem, którego za cholerę nie umiem nastawić. Pewnie nie ma takiej godziny jak 6:66, mówisz? U mnie właśnie taka była! Ukryłam się w jakims ciemnym zaułku. Obserwowałam przechodniów, którzy sprawiali wrażenie śpiących, lub naćpanych. Może to moje najebane oczy tak widziały? Nieważne. Ważne, że w jakiś sposób dostrzegłam Axla przechodzącego razem z Erin. Byli tuż obok mnie.
- Psss! - syknęłam w ich stronę, będąc stale w ukryciu. Parka się odwróciła w moją stronę. Bardzo dobrze! - Psss! - syknęłam jeszcze raz, po czym przeciągnęłam brutalnie Axla do mojej kryjówki. Rudzielec był zdezorientowany:
- AAAA! RATUNKU, GWAŁCĄ MNIE, GWAŁCĄĄĄ! - piszczał jak oszalały, jednak zatkałam mu usta dłonią.
- Zamknij się, i posłuchaj, dobrze? - wysiliłam się na słodki głosik psychopatki, po czym ciągnęłam dalej. - Jak się czułeś wczoraj w barze, hmm? - zachichotałam. Po skórze chłopaka przebiegły ciarki. Próbował się odwrócić, jednak daremnie. Nie pozwoliłam mu ujrzeć mojej twarzy. Chciałam go nieco potrzymać w niepewności:
- Odpowiadaj grzecznie, a nic się nie stanie... - Rudy warknął, w odpowiedzi kopnęłam go z kolana w plecy. - Mówiłam! - zagruchałam, po czym przeszłam do dalszej części wywiadu:
- Bądź szczery, a żonka Ci napaloną będzie po wsze czasy! Jak wrażenia?
- O czym mówisz?
- Jak to? O pewnej dziewczynie, która na Twoich oczach robiła żywe niby-porno! - zaśmiałam się, modulując głos. Ściszyłam go jeszcze bardziej. - Mów, mów... - przejechałam palcem po jego plecach, muskając wargami jego nagą szyję. Rozluźnił się.
- Okej... czułem się oszukany, zdradzony i... jak idiota... a kim Ty w ogóle jesteś?! - zapytał zdenerwowany, próbując się wyrwać. Uderzyłam go w ramię.
- Nie tak prędko! Odpowiadaj, miałeś być grzeczny, tak? - warczałam na niego, zasłaniając się czapką.
- Dobra, dobra! Ile chcesz? - wyjmował kokę z kieszeni. - Co?!
- Tylko Twojej szczerości, żadnej koki od Ciebie nie chcę - zaśmiałam się.
- Bierz ile chcesz, i się ode mnie odpierdol! - nadal mnie nie poznał, czy jak?!
- Mów! - zacisnęłam swoją dłoń na jego nadgarstku.
- Dobra! Czułem się jak ostatni frajer, byłem oszukany, czułem się kurwa głupio, a jednocześnie się jarałem tym widokiem i wyobrażałem sobie siebie na miejscu tego sukinsyna! Wystarczy?! - nie wytrzymał, po czym uciekł z wrzaskiem: "Uaaa, nawiedzony zaułek! W LA!". Wyjebał się po drodze. po czym wybuchnęłam swoim naturalnym śmiechem. O kurwa, poznał mnie...
- Michelle?! - zapytał, wracając.
- Tak samo ja się czuję. Co teraz, podoba Ci się coś takiego?! - wyszłam, zostawiając go samego.
- Miśku, idziemy? - usłyszałam w oddali głosik Erin.
- Taa, jeszcze brakowało "Ludzie, uciekajcie!". - odpowiedział, biorąc ją pod ramię. - Co powiesz na jutrzejszą wyprawę do Twojego ulubionego miejsca?
- Do burdelu? - zapytała niewinnie dziewczyna.
- Nie... lepiej!
- Dokąd?
- Dowiesz się w swoim czasie - uśmiechnął się, po czym pociągnął ją w stronę Hellhouse. Co dziwne, łzy nie przesłaniały mi widoku. Żałuję jedynie, że się wydało, kim byłam podczas tej akcji. Fuck. Kiepski ze mnie yym... a cholera wie, co to było. Naprawdę, na kacu lepiej niczego nie organizować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz