wtorek, 12 lutego 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 22.


- No proszę, wreszcie poznam teściową! - ucieszył się Duff.
Ja nie cieszyłam się wcale, bo doskonale wiedziałam, po co przyszła. Bynajmniej nie zapowiadało to niczego miłego.
- Nie napalaj się tak - zgasiła go Michelle.
Tylko jej zwierzyłam się z aspiracji niewyżytej seksualnie czterdziestolatki, która ma czelność nadal zwać się moją matką. Axl najwyraźniej od razu załapał w czym rzecz, bo zajął pozycję ochroniarza, a wyraz jego twarzy wskazywał, że pomimo narkotykowego upojenia swoją rolę traktuje poważnie.
- Co ty tu robisz? - nie miałam nastroju na bawienie się w katolickie "czcij matkę swoją".
- Zbieraj się. Idziemy na zabieg. - zarządziła surowym głosem.
- Nigdzie nie idę! - wrzasnęłam aż po klatce schodowej rozniosło się echo.
- Ej, zaraz, zaraz - przerwał basista - Jaki zabieg? Ktoś mnie uświadomi?
- Alice, ubieraj się! - ponaglała mnie dziwka stojąca na progu.
- Mówiłam już, że nie.
- Kurwa! - Duff się wkurzył - Zadałem pytanie!
Wyjaśniłam mu więc cel wizyty mojej matki. Z całą pewnością nie był zachwycony, tym co usłyszał.
- Ty jesteś ojcem tego... czegoś? - wskazała na mój brzuch z wyraźną pogardą.
- Chyba tak. - osłupiała na te słowa - Wypierdalaj z tego domu i nie wracaj, słyszysz?
- Zapomniałeś do kogo mówisz.
- Doskonale pamiętam - roześmiał się - Mówię do prostytutki spod ulicznej latarni. Dziękuję, do widzenia. - zamknął jej drzwi przed nosem.
Przez kilka minut dobijała się jeszcze, ale Rudzielec dzielnie obstawiał wejście. Nie sądzę, by to było konieczne, ale nie chciałam zaniżać jego samooceny. Duff zdawał się wrócić do normalności, jakby zupełnie nic się nie wydarzyło.
- Slash, nie zamawiałeś tej pani, prawda?
- Człowieku, za kogo ty mnie masz? Stać mnie na lepsze.
Wybuchnęliśmy zbiorowym śmiechem. Czując dłoń Duffa na swoim ramieniu uspokoiłam się. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że Michie i Marchewka gdzieś się ulotnili.

Punkt widzenia Michelle.

Wiedziałam, że z tym babskiem jest coś nie tak, ale nie miałam pojęcia o tym, że ona jest dziwką. Miło zostać oświeconym, miło. Moje rozmyślania przerywa Axl.
- Michelle, co sądzisz o Erin?
- Słucham? - to nie to, że nie spodziewałam się tego pytania, ale dziwnie się poczułam.
- Wolisz prawdę, czy kłamstwo? - zapytałam po chwili namysłu.
- Kłamstwo! - powiedział prędko, nie mogąc się doczekać werdyktu.
- Jakby Ci to powiedzieć, Axelku... Jest mądra, poważna, brzydka i inteligentna - odparłam na odchodne.
- Naprawdę tak sądzisz? - no zajebiście, zasmuciłam go. Najlepiej będzie, jeśli się zamknę.
- Pytałeś, więc odpowiedziałam, coś jeszcze chcesz wiedzieć? - rzuciłam słowami niczym ostrą bronią.
- Tak. - tu nastała chwila milczenia i oczekiwania na nurtujące go pytanie.  Po chwili odzyskał mowę. - Czy chcesz być świadkiem na naszym ślubie? - wypalił.
- Tak, marzyłam o tym! - zaszczebiotałam, parodiując Erin, przez co próbowałam ukryć niebezpieczne drżenie głosu. - Dziękuję za ten zaszczyt! - brnęłam dalej, a po moich policzkach potoczyły się łzy, które szybko przetarłam. Axl zdawał się niczego nie zauważyć, albo potraktował to jako komplement dla jego nadmuchanego ego. Weszliśmy do Hellhouse. Axl otworzył przede mną drzwi jak prawdziwy wychowany człowiek. Zaraz spojrzał na moją twarz. Zachowałam się tak, jakbym nie wiedziała, czy wejść, czy nie. Cholera, zaraz się rozkleję... - ta myśl dzwoniła w mojej głowie.
- Wchodzisz? - spojrzał na mnie pobłażliwie, a jednocześnie z kpiną.
- Jaa-snee... - zawołałam śpiewnie. O tym spojrzeniu, jakie Rudy mi teraz posłał, nie zapomnę. Mieszanina litości, kpiny i niedowierzania. Miałam ochotę go za to uderzyć. Chłopak zamknął drzwi, a ja... rozpłakałam się, nie mogłam wytrzymać. Jestem taka słaba... ech. I akurat on musi to widzieć.
- Michelle, co z Tobą?! - wrzeszczał na mnie.
- Wybacz, ale nie wiedziałam, że tylko Ty możesz mieć te swoje jebane problemy ze ślubem, z gołąbkami, z misiowaniem i innymi rzeczami! - żachnęłam się, odpychając go od siebie. - Wiesz co? Daj mi spokój, mam już dosyć, dosyć! - łzy ciekły mi ciurkiem. - Jesteś żałosnym dupkiem, który nie wie, czego chce, a ja mam to znosić, bo Erin to, Erin tamto, Erin jest cudowna, jest taka słodziutka - po prostu ideał! - krzyczałam coraz głośniej. - To już jest, kurwa, nudne, a Twoje dylematy mnie nie bawią, rozumiesz?! Mam propozycję. Ożeń się z nią, bo mam już w dupie to Twoje wahanie się, gnoju! - ruszyłam w kierunku wyjścia. Axl zapobiegł temu, najwidoczniej przypominając sobie, co się stało ostatnim razem, gdy wyszłam z jego winy. Pobiegł do mnie, następnie objął rękami, przeciągając mnie na środek pokoju. W odruchu kopnęłam klamkę, sprawiając, że zostawiliśmy otwarte drzwi.
- Michelle... - zszokowany chłopak trzymał mnie mocno za ramiona, obserwując od stóp do głów. Nadal płakałam, jednak poddałam się. Nie miałam siły walczyć z osobą, która kiedykolwiek coś dla mnie znaczyła.
- All we need is just a little patience... - nucił mi do ucha. Staliśmy w uścisku, kołysząc się. W takim otoczeniu mogłabym trwać wieczność.

Punkt widzenia Alice.

Rozmowy o mojej matce zdawały się mnie wypalać. Postanowiłam przejść się do Hellhouse, licząc na chwilę samotności. Chłopaki próbują napisać nowy utwór, więc nie zauważyliby nawet tego, że Jack Daniels się rozlewa po podłodze, a jakaś najebana dziwka liże się z butelką po tym boskim trunku. Normalnie warunki dla ciężarnej kobiety, nie ma co. W drodze myślałam sobie o wielu rzeczach, a szczególnie o Michelle i Axlu. Nadal zaprzątali mi głowę. Kiedy w końcu dotarłam do Ziemi Obiecanej... zamurowało mnie. Zastałam Michelle, która jest utulona przez Axla jego własnymi ramionami. Szeptał jej, że już wszystko jest w porządku, uspokajał ją. Domyślam się, że płakała. Sukinsyn! Pewnie przez niego! Cholera, wstyd było mi to przerywać, ale muszę, ponieważ wąż Slasha dostał się na wolność.
- AAAA! WĄŻ, WĄĄĄĄŻ! - pisnęłam, patrząc to na przyjaciół, to na zmierzającą ku mnie bestię. Jeśli tak wygląda śmierć, to dołączcie do mojego raju jakiegoś seksownego bożyszcza, przy którym będę mogła się kąpać w Danielsie. Michelle gwałtownie odskoczyła od Axla.
- Ty chyba naprawdę tego chcesz... - wychrypiała, momentalnie blednąc. Pomknęła w kierunku wyjścia. Nie zwracając uwagi na moje położenie, rzuciła "Cześć, Alice!". Zajebiście! Mogę być już pożarta?
- Axl, zrób coś z tym kurestwem! - wrzasnęłam do rozzłoszczonego, a jednocześnie zdezorientowanego wokalisty.
- Okej. AAAAAAAAAA! - pobiegł do innego pokoju.
- Zostawiasz mnie samą, skurwielu?! DZIĘKI WIELKIE, ja nie wiem, co ta Michelle w Tobie widzi! - palnęłam.
- Ja też nie, jestem taki zajebisty, och ach! - wbiegł z powrotem, siłując sie z przedpotopowym odkurzaczem. - Odsuń się, Perfekcyjny Pan Domu wkracza do akcji. - Rudzielec zaczął gonić niczemu nie winnego węża, przy okazji obrywając w łeb od szafy.
- Oj, biedactwo... - podeszłam do niego nieśmiało, aby mu pizgnąć z twarz. - Wstawaj no! Śmierć mnie czeka!!!
Axl powstał, zataczając się.
Uśmiałam się jak nigdy, patrząc jak Marchewka męczy się z gonitwą za wężem. Biedne zwierze najwyraźniej wcale nie chciało zostać złapane. Zrobiło mi się żal mojego niedoszłego mordercy. Gdy pościg w końcu dobiegł końca, Slash odzyskał swojego pupilka, a Axl opadł całym swoim ciężarem na rozwalające się krzesło, uznałam, że najwyższy czas wkroczyć do akcji.
- O co ci tak właściwie chodzi? - zapytałam prosto z mostu.
- Nie rozumiem. Mów jaśniej. - albo tylko udawał głupiego, albo naprawdę nim był.
- Co ty odpierdalasz z Michelle i Erin?!
- Z Michelle nic nie odpierdalam, Ciociu Dobra Rada. - rzucił ironicznie.
- A to niby co miało znaczyć?! - przypomniałam mu sytuację przy wejściu.
- No nic.
- Jak to nic?! Człowieku, jesteś ślepy czy głupi?! - wrzasnęłam - Nie widzisz, że ona coś do ciebie czuje? Z jednej strony się droczycie, z drugiej ona płacze, a Ty jeszcze ją przytulasz, tak jak przed chwilą...
Zamilkł na moment, jakby wnikliwie się zastanawiał nad wydarzeniami ostatnich tygodni.
- Kocham Erin, Alice. Tylko Erin - rzekł spokojnie.
- A co czujesz do Michie?
- Lubię ją, ale sam nie wiem, w jaki sposób, czy można się teraz ode mnie odpierdolić? Wąż się niecierpliwi.
Prychnęłam z pogardą.
- Okej, sprawa ma się tak - westchnął. - Mam dość tej małej agresywnej suki. Przekażesz? - rozszerzyłam oczy ze zdumienia, a gałki prawie wypadły mi przez to z oczodołów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz