sobota, 26 stycznia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 8.


Czytelniku! Daj znać, że jesteś. Okej? Dzięki.
__________________________________

Nie spałam, gdy Alice nieśmiało przekroczyła próg domu. Pomimo ciemności doskonale wiedziałam, że płakała. Ach, ta kobieca intuicja! Jeśli tak ma wyglądać miłość to ja serdecznie dziękuję.
- Wiem o wszystkim od Duffa. Jak się czujesz?
- Normalnie, a jak mam się czuć? - nie była zła, raczej rozżalona.
Postanowiłam wytoczyć broń najcięższego kalibru - prawdę.
- Przestań się okłamywać! - zaczęłam ostro - Obie wiemy, że ci na nim zależy.
- Jeśli nawet, to co? - usiłowała zachować zimną krew. Ooo nie, ze mną nie wygrasz.
- A jemu zależy na tobie. - aaa masz!
- Nie. Jestem tylko kolejną zabawką - spuściła głowę i rozłożyła bezradnie ręce.
- Komu wierzysz, jakiejś starej, zazdrosnej piździe czy mnie?! - klasyczne zagranie. Chciałam wzbudzić w niej poczucie winy.
- Ale ta stara, zazdrosna pizda powiedziała...
- Kurwa! - wtrąciłam bezczelnie - Wiem co powiedziała! I miała rację. W pewnym sensie... - z każdym moim słowem oczy Alice robiły się coraz większe - Ech, chodzi mi o to, że nieważne ile ich było przed tobą, ale to, ile będzie za tobą. A nie będzie żadnej. - doradca w sprawach sercowych, do usług.
- Jak w jakiejś popierdolonej bajeczce dla dzieci. I żyli długo i szczęśliwie do usranej śmierci. Dzięki, ale wyrosłam z tego.
Zaczynało mi brakować argumentów. Myślenie boli, gdy jest się naćpanym, więc użyłam siły. Wzięłam ją za rękę i wyciągnęłam z mieszkania. Lekko się zataczałam, ale dałam radę. Jest moc.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzeszczała, a mój uścisk robił się coraz mocniejszy.
- Nie dociera po dobroci, to zrobimy inaczej - mój głos był albo tylko wydawał mi się groźny - Pójdziemy teraz do baru, gdzie siedzą chłopaki i Duff. To znaczy, nie twierdzę, że on nie jest chłopakiem, ale... No wiesz o co mi chodzi! - bełkotałam od rzeczy.
- Michelle, co ty ćpałaś?
- Marihuane, a co?
- To było pytanie retoryczne, ale okey. - kurwa, wpadłam.
- Nie zmieniaj tematu! Idziesz grzecznie obok, jasne?
- Tak jest, generale ćpunie! - zasalutowała ze śmiechem. Wariatka.
Weszłyśmy do dusznego pomieszczenia wypełnionego gęstą mgłą dymu. Było oświetlone delikatnym światłem prawie wypalonych żarówek. Rozejrzałam się dookoła. Przy jednym, niemal rozwalonym stoliku siedział Rudzielec w towarzystwie Slasha, Duffa i Izzy'ego. Alice chciała szybko się obrócić i wyjść, ale mój refleks nawet pod wpływem narkotyków mnie nie zawodzi. Przywlokłam ją i posadziłam na krześle obok mnie. Zapadła grobowa cisza. Duff bawił się petem, Slash stukał bezgłośnie w blat, Izzy kiwał się na prawo i lewo, a Axl wlepiał we mnie gałki oczne.
- Nie gap się tak! - nie wytrzymałam presji - Ty blondasie, zostaw to w świętym spokoju, bierz wybrankę na osobności i załatw to jakoś, bo nie mogę patrzeć jak się męczycie. A ty, do cholery - zwróciłam się do pingwina - nie kiwaj się tak, bo oczopląsu dostaję!
Nikt nie posłuchał. Axl gapił się jeszcze bardziej z wyszczerzem na twarzy. Swoją drogą, mógłby się tak gapić ile dusza zapragnie, gdybym nie miała misji pokojowej do wykonania. Zanim zdołałam coś zrobić, Alice najzwyczajniej w świecie wstała i opuściła nas. Dziewczyna jest uparta jak stado osłów. Chciałam więc nakłonić Duffa, żeby poszedł za nią, ale nie zdążyłam. Sam na to wpadł.
- Czy ja tu w ogóle jestem potrzebna?! - zawyłam żałośnie.
- Pewnie, że jesteś. Przydasz się do wypicia ze mną piwa, a później się zobaczy. - Axl puścił do mnie oko.
Właściwie, czemu nie. Raz się żyje.
*brak sygnału, łączymy się z Alice, halo, halo?*

Tymczasem przed lokalem...

Kurwa, oczywiście musiało się rozpadać. Jasne, siło wyższa. Ja też cię nie lubię. Och, ta Michelle. Doceniam jej zaangażowanie i przyjaźń, ale to nie może się udać. Nie i tyle, a naiwna Alice musi się z tym pogodzić. Zastanawiałam się właśnie czy nie schronić się w środku przed ulewą, gdy podszedł Duff i okrył mnie swoją skórzaną kurtką . Doprawdy, miłe z jego strony.
- Wysłuchaj mnie, proszę... - nigdy nie słyszałam takiego smutku w jego głosie - Tylko wysłuchaj, później zrobisz, co będziesz chciała.
- Dzięki za pozwolenie - rzuciłam niedbale, raniąc go jeszcze bardziej. - Mów. Słucham.
- Cholera. Nie jestem dobry w mówieniu takich rzeczy, bo nigdy czegoś takiego nie czułem. Zawsze dziewczyny pchały mi się do łóżka. Pierwszy raz spotkałem kogoś, komu to ja chcę się wpakować...
- Zaraz, zaraz. Chcesz mi się wpakować do łóżka?!
- Tak. To znaczy, nie! Nie! - jego zestresowanie mnie bawiło. - Kurwa!
- Nie kurwa tylko Alice. Miło mi. Uznajmy, że to była metafora. Kontynuuj.
- Chodzi mi o to, że...
- No powiedz to wreszcie! - zaczynałam się irytować. Dorosły facet, a nie potrafi się wysłowić.
- Ale nie mówiłem tego nikomu z wyjątkiem Axla!
- Yyyy?!
- Nie w tym kontekście! - był coraz bardziej zagubiony. Trzeba gościa ratować nim będzie za późno.
- Po prostu powiedz. Spokojnie. Nie gryzę.
Odetchnął głęboko i spojrzał mi prosto w oczy. Miałam wrażenie, że wzrokiem wierci mi duszę, szukając jakichkolwiek wskazówek.
- Kocham cię, Alice - prawie się zapowietrzyłam na te słowa - Nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo. Właściwie, jakby się zastanowić, nigdy nikogo nie kochałem. Teraz, jak obiecałem, zrobisz co zechcesz - wiercił mi dziurę w duszy równie intensywnie.
- Żartujesz sobie? - westchnęłam z pogardą.
- Nie! Oczywiście, że... - nie pozwoliłam mu dokończyć.
Wymagało to niebywałego wysportowania, ale w końcu dosięgnęłam jego ust i zrobiłam to, o czym śniłam skrycie od bardzo dawna. To był najlepszy pocałunek w moim życiu. Nie, żeby było ich wiele, ale trafiało się na różnych desperatów. Długo trwało zanim zdecydowałam, że wystarczy tych czułości.
- Aaa, w tym kontekście żartuję! Muszę tak żartować częściej. - zaśmiał się i pocałował mnie znowu.
Przerwali nam Slash i Izzy, wychodzący z baru.
- Kurwa, tam się do siebie kleją, tu wymieniają ślinę! Świat zwariował! Chodź kudłaty, idziemy stąd! - zarządził Izzy i odeszli chwiejnym krokiem.
Bez namysłu ruszyliśmy, by zobaczyć co się dzieje. Działo się dużo. Pod stołem leżał Axl, a z głową na jego nagim brzuchu Michelle. Wszędzie walały się puste puszki, kawałki szkła, gdzieniegdzie rozbite do połowy kieliszki. Wyglądało to komicznie! Niestety, na prośbę właściciela musieliśmy zabrać imprezowiczów do domu.
W Hellhouse sprawy miały się jeszcze ciekawiej. Okazało się, że jest tam cała ekipa. Steven, Izzy i Slash, nie przejmując się naszą nieobecnością urządzili sobie męską prywatkę. Zostawiliśmy więc Axla i Michelle pod ich opieką. Nie miałam zamiaru im przeszkadzać, cokolwiek robili. A robili sporo.

Pożar, czyli jak Michelle radzi sobie w kuchni.

Chłopaki szybko ogarnęli swoje tyłki... może poza Stevenem, który leżał na podłodze:
- No, weź, nie odwalaj kity i wstawaj, no! - prosił Izzy tonem nadopiekuńczego tatuśka. Będzie dobrym ojcem - przemknęło mi przez głowę. Musiałam jednak zachować zimną krew, aby zupełnie nie odpłynąć. Moja głowa kiwała się na wszystkie strony.
- Ta podłoga, jest miłością moją i życia mego! - odrzekł dostojnie nieco ujarany Steven. - Odpierdol się od naszej miłości! - mówił do "tatuśka", patrząc przy tym na kanapę wściekłym wzrokiem.
- Ta podłoga będzie zaraz zarzygana przez "waszą miłość" - wtrąciłam się. - Może tak łaskawie zabierzesz stąd dupę, dywanie?!
Steven wstał, chwiejąc się na nogach. Następnie położył się na kanapę.
- Śpij, moje biedactwo! - zaszczebiotał Slash, głaszcząc Adlerka po głowie. Perkusista majaczył o "My Little Floor" i "she's my lover, yeee!". Faktycznie go wzięło. Zobaczymy co będzie, jak się obudzi.
Napadła mnie wena kucharska. Nie miałam czego ze sobą zrobić - poszłam do centrum dowodzenia. Nie było zbyt czysto, i co tylko, ale byłam tak zamroczona, że nie zwracałam na to uwagi. Wierz mi, normalnie zaczęłabym wrzeszczeć, żeby potem pozmywać sama talerze. Nie wiadomo skąd rozległa się piosenka Aces High:
- Want you learn CKM, Playboya, penis high! - wrzasnęłam w stylu Bruce'a, wyrywając refren z kontekstu. Nie wiedziałam, że ktoś mnie słyszy, więc śpiewałam dalej. Nagle wchodzi Alice.
- Hi-iiii-gh... aaaaaa! - krzyknęłam na cały regulator. - Nie mogłaś mnie uprzedzić, kurwa?! - serce waliło mi jak oszalałe. Byłam pewna, że jestem sama!
- Stałam sobie parę minut, ale szkoda było mi przerywać taki koncert. Wymiatasz, mała! - zaśmiała się posiadaczka czerwonych pasemek. Obok niej stanął Duff.
- A Ty z czego się pizgasz? - zaczął Duff, całując ją w policzek.
- Śmieję się z zastępczyni Axla - odpowiedziała z uśmiechem.
- Zastępczyni?! Śpiewasz?
- Do kotleta - burknęłam znacząco na dziewczynę. - Coś próbuję - wyszczerzyłam się do basisty. Odwzajemnił uśmiech. - Zaśpiewasz mi coś? Proszę! Chcę wyszczuplić ego Axla! - zaśmiał się.
- Okej, jak muszę... - zaczęłam niepewnie Stairway To Heaven. To moja ulubiona piosenka.
- O, maj, gad! - zawołał zauroczony chłopak - jesteś niesamowita! Będę walczył o to, żebyś śpiewała z nami w Gunsach! Chociażby jedną piosenkę, kurwa mać! - zapalił się do swojego pomysłu.
- NIE! - zawołałam. - Wyję jak Slash, gdy chce mu się sikać! Błagam, ja nie chcę zabijać ludzi!
- Nie, idiotko! Pięknie śpiewasz, nawet nie wiesz, ile bym dała, aby mieć taki wokal! - Alice podniosła głos. - Pochwalimy się tym naszym objawieniem reszcie grupy? - zapytała słodko Duffa.
- Yhy... - kiwnął głową.
Jeszcze przez chwilę gadaliśmy, aż nagle poczułam smród przypalonego mięsa. Ja pierdolę...
- KOTLETY SIĘ JARAJĄ! - wrzasnęłam i wybiegłam z kuchni, aby zniknąć z przebywania w centrum uwagi. Steven wparował do miejsca zdarzenia.
- Ko-tle-ty! Yuumi! - mlasnął.
- To już węgiel, Stevenku - pocieszył go Axl, który wbiegł do kuchni razem z resztą zespołu, słysząc wrzaski. - Spóźniłeś się.
- Mamy jakieś pistolety na wodę? - zapytał znienacka Izzy, fabryka szalonych pomysłów.
- A Tobie na co? - zapytała zaciekawiona Alice.
- Mamy okazję zabawić się w ratowników, czy chuj wie tam... zasępił się gitarzysta.
- W strażaków, palancie! Ale z takimi gównami...? - zwrócił uwagę Rudzielec. Grupa nauczyła się tego, żeby jebać zdanie Kierownika, toteż zgodnie przyniosła naładowaną broń.
- Afraid To Shoot Strangers! Paf, paf, paf! - Duff wydał okrzyk bojowy, strzelając w Alice. Wojna rozpoczęła się na całego. Po pół godzinie kuchnia zmieniła się w pole bitwy, w której odpadali przemoczeni żołnierze. Nieco zadziwiona tym widokiem podeszłam do kuchenki, wstawiając wodę.
- A Ty tu czego? Gotować nie umiesz! - powiedział Axl, słysząc przy okazji o moicb wokalnych dokonaniach. Zabolał mnie jego protekcjonalny ton.
- Wierzaj mi, jestem zajebistym kucharzem. Umiem zagotować wodę na herbatę! - zaśmiałąm się, starając się ignorować urażonego chłopaka.
- "Wierzaj"? Nie o takem Polskę walczyłem! - żali się Slash.

2 komentarze:

  1. Ja też się licze? :D
    Ogólnie mi sie podobało, ale myślałam że troche sobie poczekam aż akcja sercowa się rozwinie, a tu już nawet 'Kocham Cię' usłyszała, szybko troche. No ale nie jest źle :) Czekam na kolejny rozdział.
    A, jeszcze jedno, skoro Slash wspomniał o Polsce.. To właściwie gdzie to się dzieje? chyba, że to miało być w formie żartu, że tak tylko sobie powiedział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była forma żartu. Akcja jest w LA.

      Usuń