piątek, 25 stycznia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 7.

Marchewka wparował do mieszkania niczym huragan wykrzykując urażonym tonem coś o swojej męskiej dumie, którą rzekomo uraziłam. Wypraszam sobie, to nie moja wina, że świetnie radzę sobie bez niczyjej pomocy. Samowystarczalność jest złą cechą? Według niespełnionego wątłego ego Rudzielca chyba tak.
- Nie wyobrażasz sobie stary, ja tylko stałem obok. Po co ja tam do kurwy nędzy z nią poszedłem?! - nie mógł się biedaczysko opamiętać.
- Zamiast się cieszyć, że się nie zmęczyłeś, to jeszcze marudzisz. - odrzekł najwyrażniej rozbawiony całą sytuacją Duff.
Ja natomiast chełpiłam się zwycięstwem w towarzystwie Alice, gdy Slash usiłując wejść prawie wyrwał drzwi z zawiasów. To się nazywa wejście. Bardzo w jego stylu. Jest taki roztrzepany, jak jego włosy.
- Hej ludzie! Cieszcie się i radujcie, albowiem przybyłem w wasze skromne progi! - ten to ma wysoką samoocenę. Pozazdrościć.
- Cześć Slash.
- Co tu tak drętwo i ponuro? - zapytał.
- Bo przyszedłeś - odrzekł rozbawiony Duff.
- Dobra, dosyć tego gadania - zarządziła Alice, skupiając na sobie wzrok wszystkich - Patrzcie jaki burdel nam tu zrobiliście ciołki!
Faktycznie. Dom wyglądał jak istne pobojowisko. Ciuchy walające się po podłodze, gitary (skąd ich tu, kurwa, się tyle nabrało?!) i ogólnie jeden, wielki syf.
- Burdel to my dopiero możemy zrobić - Axl najwyraźniej odzyskał swe zabójcze (i zboczone) poczucie humoru.
Szturchnęłam go lekko w ramię i razem ze swoją współlokatorką podziwiałam syzyfową pracę naszych towarzyszy broni. Było na co popatrzeć. Trzech matołków zagonionych do roboty przez młodsze dziewczyny. To dopiero cios w ich męską dumę!
- Przyzwyczajać się! - krzyknęła Alice, wyciągając z kieszeni pomiętego papierosa i zaciągając się nim z wyraźnym zadowoleniem.
- Znam swoje prawa! - Duff bezskutecznie próbował się bronić. - Daj chociaż zapalić.
- Jak skończycie sprzątać, to pomyślę o tym - trzeba dziewczynie przyznać, że droczyć się potrafi.
Duff uznał, że musi ocalić resztkę honoru, która mu pozostała. Podszedł do nas i wziął Alice na ręce. Mówiłam już, że do siebie pasują? Nieważne. Biedaczka wrzeszczała wniebogłosy i miotała się na wszystkie strony. W końcu była prawie 2 metry nad ziemią. Rzucała przekleństwami lepiej niż ja, a to się rzadko zdarza. Niewiele jednak tym wskórała. Wywołała jedynie zbiorowy atak śmiechu. W przeciwieństwie do niej blondyn wydawał się być zachwycony obrotem spraw. Wreszcie pozwolił jej stanąć na własnych nogach
- Z czego się śmiejecie?! - była zła, ale zaraz sama się rozpogodziła.
Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że przyjaźnię się z wariatami. O dziwo, wcale mi to nie przeszkadza.
- Dobra, nie wiem jak wy, ale ja muszę się przejść. Alice, idziesz ze mną? - reakcje na słowa Duffa były różne. Ja szeroko się uśmiechnęłam, Axl patrzył na całą scenę z zainteresowaniem oglądajęcego nędzną komedię romantyczną, najbardziej zainteresowana spłonęła rumieńcem i cicho przytaknęła, a Slash chyba nawet niczego nie słyszał. Koleś ma swój świat, swoje kredki i swojego psychiatrę.
W każdym razie rzekomo zakochani zamknęli za sobą drzwi i zniknęli w labiryncie klatki schodowej.
Tymczasem Slash postanowił pochwalić się swoim nowym nabytkiem.
- Co to ma być? - przyglądałam się z zaciekawieniem małemu zawiniątku.
- Marihuana.
- O! Nowy towar widzę, przyjacielu. - uwadze Axla nie uszło zamieszanie.
- Ćpuny. - powiedziałam obrażonym tonem, który nie zrobił na nich żadnego wrażenia.
- Dziewczyno, myślisz, że się z tobą nie podzielimy? Dzwoń po chłopaków. Impreza na cześć... cześć... cześć... - biedny kudłacz zaczął się jąkać.
- Cześć Slash. A teraz wyciągaj to świństwo.
Steven i Izzy przyszli szybciej niż się spodziewałam. Paliliśmy bez umiaru tak, że po zakończeniu nic ze slashowych zapasów nie zostało. To był mój pierwszy raz, więc zareagowałam częstymi wycieczkami do toalety w wiadomym celu. Chłopcy trzymali się nieźle pomimo dużej dawki. Mam słabą głowę, bo chwilę później urwał mi się film.

Pobudka była diaboliczna.
- Aaa! Kurwa! Zabierzcie go! Chciał mnie pooooożreć! - obudził nas pisk Axla, który biegał jak szalony po pokoju usiłując pozbawić życia niewinnego węża.
Slash rzucił się na pomoc swojemu pupilowi, ja histerycznie śmiałam się na podłodze, a Izzy i Steven wzięli, co mieli pod ręką i rzucali w przerażone stworzenie (mowa o Axlu). Rudzielec złapał się firanki, zachwiał się niebezpiecznie i wylądował na kanapie. Był nieprzytomny. Przestałam się śmiać. Bałam się. O niego. Nie zmienią tego nawet fikuśne różowe bokserki Izziego z wizerunkiem Myszki Miki, w których dumnie paradował.

Tymczasem u Alice...

Jeszcze nigdy nie czułam się tak przy żadnym mężczyźnie, dlatego nie miałam pojęcia o czym mogę z nim rozmawiać. Nie pasowałam do nich. Michelle lepiej niż ja dogadywała się z chłopakami.
- Ej, spokojnie. Nie zjem cię. - Duff przerwał moje rozmyślania.
- Przecież wiem!
- To dlaczego nic nie mówisz? - do cholery, czy ten człowiek musi drążyć temat?!
- Bo nie! - to jedyne, co przysżło mi do głowy.
- Trzeba było mi odmówić, kiedy proponowałem spacer.
Chyba wyprowadziłam go z równowagi. Swoją drogą, nie dziwię się. Atmosfera zrobiła się napięta i wręcz nie do wytrzymania. Zawsze muszę wszystko spieprzyć!
- Wybacz, to nie tak miało wyglądać. - wybełkotałam w końcu, a on uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- A jak? - zapytał łobuzersko.
- Nie zadawaj głupich pytań - roześmiałam się szczerze.
- Masz ochotę na piwo?
"Z tobą zawsze" - chciałam powiedzieć, ale w porę się powstrzymałam.
- Ty stawiasz - powiedziałam jakby od niechcenia, chociaż to było bardziej niż oczywiste.
Miło było spędzić z nim czas na osobności. Świetnie nam się rozmawiało o wszystkim o niczym. Duff to jeden z tych ludzi, z którymi łatwo znaleźć wspólny język. Opowiedział mi nieco o sobie, później musiałam mu się zrewanżować tym samym. Ku mojemu zaskoczeniu słuchał uważnie i z wyraźnym zainteresowaniem. Spodziewałam się raczej czegoś w stylu: "skończ pieprzyć mała i pokaż cycki". Pozory mylą. Miejsce, które wybrał było dość obskurne, ale grali świetną muzykę. Gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki Fear Of the Dark uległam namowom Duffa i dołączyliśmy do tańczących. Moje ręcę położył na swoich barkach, a gdy nieśmiało splotłam palce wokół jego szyi uśmiechnął się tak uroczo, że po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Jego dłonie natomiast powędrowały na moje biodra. Nie wydało mi się to niczym niestosownym, nawet przeciwnie. Piosenka dawno zmieniła się na szybszą, a my nadal trwaliśmy w uścisku. Nagle zbliżył usta zdecydowanie zbyt blisko moich. Gwałtownie się odsunęłam.
- Przepraszam - wyszeptał tak cicho, że ledwo usłyszałam.
- Wybacz mi na moment - pognałam do łazienki nie oglądając się za siebie.
Przejrzałam się w zdradzieckim lustrze. "Co ty sobie idiotko myślałaś?!" - przemknęło mi przez głowę. Obmyłam twarz zimną wodą, poprawiłam makijaż, by nikt przypadkiem nie zobaczył łez, które ukradkiem wyciekły mi spod powiek.
- Patrzcie dziewczyny, nowa zabawka Duffa. Bawi się w długodystansowca czy już wylądowaliście w łóżku? - do pomieszczenia weszły trzy bardzo nieprzyjemne z wyglądu kobiety.
- O czym ty kurwo bredzisz?! - krzyknęłam.
- Ostra jesteś. On lubi takie. Myślisz, że go nie znamy? Każda z nas z nim była. Jak się okazało, jednocześnie.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Poczekaj dzień, dwa. Znudzi się tobą i rzuci jak ostatnią szmatę. - uśmiechnęła się wrednie.
- Nie wierzę ci dziwko.
- To wyjdź i sama zobacz.
Ciekawość, nadzieja lub cokolwiek innego kazało mi jej posłuchać. Wyszłam. Zobaczyłam. Duff stał przy barze i flirtował z seksowną kelnerką w spódniczce mini. Wybiegłam stamtąd ile sił miałam w nogach, ale daleko nie pobiegłam. Zaraz przed drzwiami lokalu stała grupa mężczyzn, którzy okrążyli mnie i zaczęli rzucać świńskie uwagi na temat mojego tyłka. Było ich zbyt wielu, bym mogłam się obronić. Mam nadzieję, że chociaż jednemu trwale uszkodziłam genitalia kopiąc i szarpiąc się. Krzyczałam, ale nikt zanadto nie spieszył się, by mi pomóc. Za to zebrał się tłum gapiów, chcących wziąc udział w lokalnej rozrywce - zbiorowym gwałcie na bogu ducha winnej nastolatce.
"Super- pomyślałam- Zostanę poturbowana przez typów spod ciemnej gwiazdy, a mój towarzysz ogarnięty uwodzicielskim wdziękiem nimfomanki zza lady nic nie zauważy".
- Ej, Steve! McKagan idzie. Wiejemy!
Za późno. Nim słabo zreflektowany Steve zdążył ocenić rozmiar zagrożenia, pięść Duffa zatrzymała się z hukiem na jego twarzy.
- Kurwa, stary przepraszam! Nie wiedziałem, że ta mała jest twoja. Sorry!
- Łapy precz od niej, skurwielu!
- Dobra, daj już spokój!
- Jeszcze raz ją dotkniesz, a ręcznie cię wykastruję, jasne?! - ludzie rozeszli się spłoszeni.
Duff pomógł mi wstać.
- Nic ci nie zrobili? - zapytał z troską w głosie.
- Skończ już tą szopkę, okey?! - wydarłam się na niego - Dobrze wiem o twoich sławnych podbojach. Długodystansowiec, co? Co to kurwa było w barze?! Pierwsze podchody?!
- Nie!
- Jesteś żałosny, wiesz? Lubisz ostre? To masz, gnoju! - zamachnęłam się i moje palce pięknie odbiły się na jego policzku. - A ja myślałam... Zresztą nieważne.
Uciekłam zapłakana. Nie wiedziałam gdzie biegnę. Nie chciałam nikogo widzieć.

A w Hellhouse...

- Axl, oddawaj mi tę cholerną firankę! - wrzeszczał Izzy, szarpiąc się z rudzielcem, który odzyskawszy przytomność postanowił uciąć sobie drzemkę pod prowizoryczną kołdrą.
- Wal się! - ulżyło mi, gdy Marchewka wydał z siebie pierwsze dźwięki.
Nagle do mieszkania wszedł zrozpaczony Duff. Był sam.
- Gdzie Alice? - zapytałam bez zbędnych uprzejmości.
- Nie wiem, kurwa! Nie wiem... - wykrzyczał ze smutkiem i opowiedział o wszystkim, co zaszło.
- Jesteś skończonym dupkiem, wiesz stary? - ni stąd, ni zowąd dołączył do nas całkiem otrzeźwiony Axl.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem. - zrobiło mi się go żal, ale musiałam przyznać rację Axlowi. - Michelle, zadzwoń do niej, ode mnie nie odbierze za chuja.
- Za twojego chuja ja też bym nie odebrał! - wrzasnął Slash z głębin pokoju.
Zadzwoniłam, ignorując ćpuna i starając się pocieszyć blondyna. Po trzecim telefonie w końcu odebrała. Uznałam, że nie jestem odpowiednią osobą do tej rozmowy, więc siłą wcisnęłam komórkę w rękę Duffa.
- Alice, zanim się rozłączysz, posłuchaj. Nie ze względu na mnie, ale na innych. Rozumiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale wracaj do domu, bo wszyscy się martwią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz