środa, 30 stycznia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 13.

Jakiś czas później. Sylwester.

Czuję się dobrze, naprawdę dobrze mi! Mam ochotę wstać z łóżka i krzyczeć z radości, że ten pieprzony rok się kończy. Jakoś nie mam nastroju na imprezowanie. Dobrze, że odmówiłam. Nie chciałam znów mdleć i jęczeć, że mnie głowa boli. Nie wiadomo, co może być za pięć minut, co nie?
Pięć minut później:
Okej, czuję się w miarę. Może jednak przejdę się do Hellhouse? Co mi tam, zabawię się. Najwyżej przez pomyłkę zbiję Axla, w końcu on jest kierownikiem. Mam złe doświadczenia z właścicielami/prowadzącymi. Nie ma to jak kopnięcie obcego faceta w jaja... - tu mina mi zrzedła w geście zrozumienia ironii. Poczekam sobie do wieczora. Chciałabym nie zapeszyć i powiedzieć, że będę się świetnie bawić.

Nadszedł czas, w którym ludzie zbierają się na wyżerkę. Imprezę. Nazwij, jak chcesz, wiesz, o co chodzi. Ubieram się w miarę ładnie, żeby nie było, że chcę kogoś specjalnie zachwycać, czy coś. Nic z tych rzeczy. Jednak miło by było, gdybym nie wyglądała jak śmieć czy też jakiś wyrzutek społeczeństwa spod mostu. Czy mała czarna może być?
Ech, innego wyboru nie mam. Idę. Nie spodziewam się jakichś niespodzianek. Uśmiechnęłam się do lustra, po czym zamknęłam drzwi na klucz. Miałam wątpliwości czy powinnam się tam znaleźć, ale w końcu lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować, że nie zrobiło się nic.

- Uwaga, Hellhouse! Przybywam! - bez efektownego wejścia nie byłabym sobą. Napotkałam Slasha. - Ej, masz ognia? - spojrzałam na niego.
- Michelle?! - nieomal wypluł piwo z powrotem do puszki. - Wyglądasz...
- Jak dziwka, wiem - mruknęłam. - Innego wyboru nie miałam. Nie wiedziałam, że będę chodzić na jakiekolwiek imprezy.
- Nie, właśnie zajebiście wyglądasz! - zawołał radośnie posiadacz niedorobionego Afro. Poszłam z nim do reszty bawiących się osób. Zobaczyłam Axla, który stał w kącie z jakąś dziewczyną. Przyznaję, że jest śliczna. Wyskoka, szczupła, zadbana. Poczułam ukłucie czegoś dotąd mi nieznanego. Zazdrości. Tak, byłam zazdrosna o Axla. Może nie powinnam, ale byłam. Jednak ona jakoś nie pasuje do jego sfery. Do naszej sfery - pomyślałam. Zorientowałam się, że gitarzysta stoi wciąż przy mnie. Widział, że z pasją wpatruję się w parę.
- Kim ona jest? - zapytałam go, niby z ciekawości.
- Ach, to Erin. Axl zostanie jej mężem - powiedział spokojnie. - Nie wiedziałaś?
A skąd niby to, kurwa, miałam wiedzieć?! - przemknęło mi przez głowę.
- Nie, nikt mnie jakoś nie uświadomił. Wybacz na moment... - zabolała mnie głowa. Tak, to na pewno była zazdrość, która teraz przerodziła się w przeraźliwy smutek. Nie mogłam tam dłużej stać. Zwyczajnie nie czułam się na siłach, by stawić czoła temu, czego byłam świadkiem. Wyglądali razem tak pięknie... Uciekłam na dwór, czując się jak idiotka. Tylko ochłonę, i wrócę... wrócę.

HISTORIA WIDZIANA Z PUNKTU WIDZENIA AXLA.
- Mmm, koteczku! - zaszczebiotała Erin do mojego ucha. Nie, przepraszam. Uszka. Ech. Ta dziewczyna coraz bardziej mnie podnieca. Jest taka... kobieca. Wrażliwa, delikatna... Całkowite przeciwieństwo wulgarnej i twardej Michelle, która jest jedynie dobrą kumpelą. No i ma zajebiste cycki, nic poza tym. Takie jest moje zdanie. Rozmyślania przerwał mi Slash, odciągając mnie na chwilę od Erin. Musiał użyć całej swojej siły, by to zrobić. Moja przyszła żona działa bowiem jak magnes. Kurwa, jak to zabrzmiało... "Moja przyszła żona..." Czy to na prawdę moje myśli?
- Axl, Michelle tu była! - wyszeptał.
- Naprawdę? - uśmiechnąłem się. - Gdzie teraz jest?
- Wyszła, gdy usłyszała o waszym ślubie. Widziałem, że momentalnie zbladła - zatroskał się Mulat. Coś mnie podkusiło i po nią wyszedłem.
- Michelle! - zawołałem. Zobaczyłem ją. Była w kiepskim stanie. Wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Wydawała się taka słaba i bezbronna. Miałem nadzieję, że to tylko moje wrażenie. Opierała się o jakiś słup. Uśmiechnęła się blado, jednak zrezygnowała z pocieszania się na siłę. Cholera, co ja zrobiłem?! - pomyślałem, podchodząc do niej.
- Axl... przepraszam... przepraszam... - wyszeptała, odwracając się ode mnie. Zadrżała.
- Michelle, co jest?! - przestaszyłem się. Przyznaję, że widziałem ją w wielu jej humorach, jednak nie w takim. Szła przed siebie, zdawała się mnie nie słyszeć. Jakby przeniknęła do innego świata, w którym nic się nie stało. I nic nie miało się stać.
- Michelle, stój! Stój, kurwa! - już miałem do niej podbiec, kiedy nagle wydarzyło się coś... coś, co wywołało moje łzy.
- NIEEE! - wrzasnąłem, wierząc, że to może jej pomóc. Niestety, nie pomogło. Auto zbliżało się z niebezpieczną prędkością, a ona szła dalej, zupełnie go nie dostrzegając. Lub nie chcąc dostrzec. Widziałem wszystko jak w zwolnionym tempie. Moje uczucia też wydawały się zwolnione. Gdy dotarło do mnie, co właściwie się stało miałem ochotę wydrzeć się na całe gardło. Dziewczynę potrącił samochód. Odzyskując przytomność umysłu pobiegłem po Alice i Duffa. Przy okazji złapałem Slasha:
- Dzwoń po pogotowie! - krzyknąłem przerażony, szarpiąc jego ubranie. Zacząłem płakać.
- Co się dzieje? - zapytał przestraszony moim wybuchem agresji.
- Michelle! - wrzasnęła Alice, podbiegając do dziewczyny leżącej na ulicy w kałuży krwi. - Duff, proszę, pomoż mi!
Chłopak pobiegł do niej, przenosząc razem z nią Michelle na chodnik. Zrobiło mi się niedobrze. Siła zupełnie mnie opuściła, gdy słyszałem, jak Alice prosiła, aby Michelle się odezwała, dała jakiś znak.
- Błagam... Błagam, niech to będzie tylko zły sen... - modliłem się szeptem, a ręka Slasha spoczywała na moim ramieniu w geście pocieszenia. Nic nie wartego, ale jednak.
- Wyczuwam puls! - powiedziała nieco pocieszona współlokatorka poszkodowanej. Mnie ten fakt również trochę uspokoił. Przyjechała karetka, zabierając dziewczynę.
- Kto jedzie z nią? - zapytał kierowca. - Szybko, nie mamy czasu!
- Ja - nieśmiało podniosłem rękę, starając się nie patrzeć na Michelle. Sam jej widok sprawiał ból.
- A Erin? - zapytał ktoś. Sam już nie wiem kto.
- Jebać ją - opowiedziałem, tym razem już całkiem świadomie.
- Proszę wsiadać - nie zwlekałem. Trzymałem ją za rękę. Od tej pory zacząłem inaczej patrzeć na świat. Jedna chwila i bam! Już cię nie ma. Prawie... usłyszałem też cichy głos Michelle.
- Axl, jesteś tu? - nic nie widziała, miała zamknięte oczy. Dlaczego zapytała właśnie o mnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz