czwartek, 31 stycznia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 14.


- Jestem - odszepnąłem zupełnie machinalnie. Nie wiedziałem, jak zareagować. Po prostu mnie zatkało. Zerkałem na nią. Jestem zadowolony z faktu, że oddycha. A gdyby jeszcze wzięła mnie za szmaty i zaczęła bić po twarzy, byłbym o dziwo, spokojniejszy... jednak nie zrobiła tego, czyli jest naprawdę źle. Na szczęście dojechaliśmy w miarę sprawnie do szpitala. Tam Michelle przeszła wiele zabiegów, i tak dalej. Wiesz, o czym mówię, ya know. Chciałem zostać przy dziewczynie przez całą noc, jednak wygnano mnie. "Dla jej dobra!". Tak, kurwa, bo Ty wiesz, co dla niej najlepsze, fajansie w kitlu! No ale co? Wróciłem załamany do Hellhouse. Zobaczyłem, że tam nikogo nie ma. Ani śladu po jakiejkolwiek imprezie. Dziwnie się poczułem, to w końcu moja wina, że Michie poszła pod ten pierdolony samochód! Zza drzwi od łazienki wyłonił się Slash.
- Stary, musimy pogadać.
- Nie teraz, kurwa! - wrzasnąłem na gitarzystę. - Ja się tu użalam nad sobą, nie przerywaj mi! - pociągnąłem nosem.
- Nie, pogadamy teraz! - szarpnął mnie za kurtkę. - Ty naprawdę niczego nie widzisz, palancie?
- O co Ci chodzi?! - zapytałem z lekka wkurwiony, jednak zaciekawiło mnie to, o czym mówił Mulat.
- Ty naprawdę jesteś ślepy? Nigdy nie widziałeś, jak ona na Ciebie patrzy? Jak ona się przy Tobie zachowuje? Jak się uśmiecha? Jak się zachowała, gdy się dowiedziała o Waszym ślu...
- Skończ! - wtrąciłem się w jego wyliczankę. - I co mam na to odpowiedzieć? - wkurwiłem się na całego.
- Uspokój się i mnie posłuchaj, dupku! - próba uspokojenia mnie brutalnymi słowami zawsze pomagała. Tym razem również.
- Słucham. - odetchnąłem, jakbym chciał wyrzucić z siebie emocje, aby zaraz się przygotować na szok.
- Wszyscy to widzą, aby nie Ty.
- No, ale co, kurwa?!
- Ona Cię kocha, imbecylu!
- No ale kto?! - znałem odpowiedź, ale nie chciałem jej dopuszczać do świadomości.
- Michelle. - Stało się. - Nie wiem, że Ty, taki ekspert od tych spraw, tego nie zauważył do tej pory. - Nie mogłem tego znieść, ale musiałem. Na faceta nie ma bata, nawet nie miałem piwa, żeby go uciszyć.
- To jest cios poniżej pasa!
- Nie widzisz? Dla kogo pobiłaby właściciela dwa razy większego od siebie?
Zastanowiłem się.
- Dla siebie i swojej chorej dumy - parsknąłem.
- A komu innemu pokazałaby cycki?! - Slash zerknął na mnie znacząco. Zarumieniłem się.
- To był jeden raz! Jeden raz!
- A kogo wpuściłaby o czwartej nad ranem do domu i zaproponowała nocleg?
- No nie wiem. Każdego, kogo lubi - uznałem to za słaby argument. Slash westchnął, już nie mając najwidoczniej broni.
- Okej. Skoro mi nie wierzysz...
- Właśnie... wiesz... ona zapytała od razu o mnie po przebudzeniu się... - zaświtało mi w głowie. Opowiedziałem o zajściu, które miało miejsce w karetce. Przy okazji znalazłem odpowiedź do nurtującego mnie pytania "Dlaczego właśnie o mnie?". Momentalnie zbladłem.
- Masz rację. Jestem kretynem! - ukryłem twarz w dłoniach, chcąc odetchnąć.
- To jeszcze nie koniec świata - uśmiechnął się przyjaciel. - A co czujesz do Erin?
Jest czuła, delikatna, wrażliwa, i świetna w łóżku, a co poza tym? Z Michelle zawsze mogę porozmawiać o wszystkim, poradzi, pomoże, pośmiejemy się razem... a kotek nie rozumie, o czym się do niej mówi, tylko szczebiota nad uchem, jakbym był niedorozwinięty.
Zgłupiałem.

PUNKT WIDZENIA MICHELLE:
Następnego dnia obudziłam się w szpitalu. Nie rozumiałam za bardzo, co się dzieje. Popytałam tu i tam. Okazało się, że auto mnie jebło. No super! Wiedziałam, że impreza nie wypali. Jak zwykle, z mojej winy... naraz przypomniałam sobie wszystko. Impreza, Slash, sukienka, ślub Erin i Axla... zajebiście! Co jeszcze?! Przejadą po mnie w swojej nowożeniackiej bryce, żeby mnie wykończyć?! Tego już za wiele... zazdrość, zazdrość! - dotarł do mnie sygnał od złośliwego chochlika w mojej głowie. Nie! To nie jest zazdrość! To zdziwienie! Dlaczego ja NIC O TYM NIE WIEDZIAŁAM?!
Akurat Alice dzwoni:
- Michelle? Jak się czujesz, wszystko w porządku? - pytała drżącym głosem.
- Tak, jest okej - odparłam pewnym tonem, choć wszystko mnie bolało jak cholera. Powstrzymałam się od stęknięcia. - Musze z Tobą o czymś pogadać, dzwonisz w samą porę - próbowałam się wysilić na swoją zwyczajową, ironiczną wesołość.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać?
- Prosto z mostu - czy wiedziałaś o ślubie Erin i Axla?
Przez chwilę była cisza, aż nagle Alice powiedziała coś w stylu "Wiedziałam, ale nie chciałam Cię ranić!"
- Co? Ranić?! Okłamałaś mnie!
- Nie! - broniła się. - Wiem, jak Ci na nim zależy. Wszyscy wiedzą, nie zgrywaj się na superbohaterkę! - najwidoczniej miała w dupie to, że jestem po wypadku. Usłyszałam jeszcze inną wiązankę, równie uroczą. Dzięki za rozmowę, następna!
- Skończ! - nie ukrywam, że zadrżał mi głos. - Nie zależy mi na nim. Niech sobie ta pierdolona Erin go weźmie.
- Widzisz? Jesteś zazdrosna!
No tego, już naprawdę, kurwa, za wiele!!! Rozłączyłam się, mając nadzieję na odpoczynek. Zamknęłam oczy, odpływając w niebyt. Rozbudziło mnie gwałtowne otwarcie drzwi. W nich stał Axl z jakąś płytą. To prawdopodobnie Motley Crue - Dr. Feelgood (edycja limitowana). Dzięki, idź się nią naciesz, nie chwal się, widzę! - obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem. Mina mu najwidoczniej zrzedła.
- A Tobie co się dzieje? - zapytał, ledwo ukrywając złość. Jasne, kurwa! Gdybym nie była po wypadku, to byś mi wyjebał za tą minę w twarz, co?!
- Nic takiego, wybacz. Czuję się zajebiście - odpowiedziałam z ironią. - Fajnie jest się poczuć jak jakiś naleśnik - zaśmiałam się. Nieoczekiwanie podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę.
- Wybacz mi. Nie miałem pojęcia, że Cię prawie zabiję! - skulił się. Widziałam, że jego oczy zwilgotniały.
- Nie płacz, byłoby o jedną idiotkę mniej na świecie - wachlowałam dłonią, wstrzymując nadchodzący potok łez. Co jest?! Nigdy nie płakałam z byle powodu! Naprawdę, jestem idiotką. Powinni mnie jeszcze przebadać kontrolnie pod względem sprawności umysłowej, dla bezpieczeństwa całego świata, amen.
- Mam coś dla Ciebie - wyszczerzył się, zmieniając temat. Podał mi płytę. Po raz pierwszy od wielu dni zagościł na mojej twarzy szczery uśmiech. Podziękowałam. Axl przez to się rozpogodził, paplając mi o tym, co się działo w Hellhouse. Gdy wspomniał o Erin, przerwałam mu spowiedź:
- Właśnie. Erin. Dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś? - zapytałam z pretensją. - Czemu o wszystkim dowiaduję się ostatnia! To ma być przyjaźń?
Długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Po pewnym czasie wygrzebywał wymówki w stylu "Myślałem, że wiesz" czy coś takiego. Okej, lubię być okłamywana.
- A to nie było tak, że miałam o niczym nie wiedzieć, bo nie chciałeś, żebym coś głupiego palnęła przy Twojej, hmm, wybrance? - nie udało mi się stłumić prychnięcia.
- A Tobie co odjebało? Pizgłaś się w łeb czy co?!
- Coś mnie pizgło, dzięki! - zasmuciłam się momentalnie. Axl zupełnie nie wiedział, co zrobić.
- Przepraszam, przepraszam... - szepnęłam w taki sam sposób, jak tego pamiętnego dnia. Pogłaskał moje czoło. Zauważył moją jedną łzę.
- Michelle? - zapytał, wahając się. - Przerażasz mnie, kiedy tak mówisz! Nigdy, za nic, mnie nie przepraszaj, zrozumiano?!
- Boję się. - zignorowałam jego prośbę/groźbę. Spojrzał na mnie, jak na małe dziecko potrzebujące pomocy:
- Czego, maleńka? - powiedział cichutko.
- Ty masz Erin, Alice jest z Duffem, a ja...? boję się, że zostanę z tym wszystkim sama... - nie próbowałam już nawet walczyć z łzami. - Jestem sama, tak kurewsko sama... - rozszlochałam się. - Boję się, że nigdy nie chwycę nikogo za rękę, że nikt mi nie powie "hej, mała, jesteś dla mnie wszystkim!" - Tu chłopak posłał pytające spojrzenie. - Albo chociaż "pocałuj mnie, a potem spierdalaj!". Roześmiał się w odpowiedzi na moją relację.
- Michelle, masz Alice, masz Duffa, masz Slasha, Izziego, Stevena... i masz mnie - nie spuszczał ze mnie wzroku. Moje oczy stawały się coraz większe.
Nie, nie mam Ciebie. Nigdy nie będę Cię mieć. Erin Cię ma i tyle. - pomyślałam. Zamilkłam. Poczułam się zażenowana, i gapiłam się bezwiednie w ścianę, kreśląc na niej w wyobraźni różne wzory. Axl wyłapał nieobecne spojrzenie.
- Michelle... nie płacz więcej, nie cierpię, gdy płaczesz. Już wolę Cię w hardrockowej wersji! - jęknął żałośnie. Zaśmiałam się, po czym objęliśmy się jak przyjaciele. Tą piękną chwilę przerwała...
- Axelku! Już musimy iść! - usłyszałam słodziutki głos przyszłej małżonki Rudzielca. Zanuciłam "Rudy się żeni". Cudowna parka zaśmiała się. Parka roku! Dziewczyna przywitała się ze mną. Miło, dziękuję za łaskę zmiażdżenia Ci ręki.
- Wybacz, ale już i tak jesteśmy spóźnieni. - powiedziała przyjaznym tonem. Błagam! Przecież od razu zalatywało fałszem! Axl, gdzie Ty masz oczy?!
- Okej. Trzymajcie się - przykleiłam sztuczny uśmiech. Pomachali mi na "do widzenia". Jak odjadę ostatnim pociągiem, to będą zadowoleni?
Próbowałam ponownie zasnąć, przed tym jednak włożyłam płytę pod poduszkę. W efekcie poryczałam się na dobre:
"Ostatnia płyta mojego jakże pojebanego życia!"
Zasnęłam, albo umarłam. Szłam w stronę jakiegoś pedalskiego światła.
I won't be cryin', cryin', when I think about you, 'cause I opened my eyes...

PUNKT WIDZENIA AXLA:
Szedłem obok Erin, zmierzaliśmy razem do wyjścia. Przed budynkiem dziewczyna zaczęła wspominać coś o uroczystości, jak to byłoby fajnie, gdyby na słowa "tak" wyleciały gołąbeczki. Nie potrafiłem się skupić na tym, co mówi. Głowę zaprzątały mi myśli o Michelle i jej domniemanym uczuciu. Miałem coraz większe wątpliwości co do wiązania przyszłości z moją narzeczoną. No, chyba nie cudzą?!
- Ślubu nie będzie - usłyszałem siebie.
- Co?! - zdziwiła się moja rozmówczyni, niebawem partnerka na całe życie.
- Znaczy... nie w tej chwili, przełóżmy! - zawołałem, próbując ratować sytuację. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, co powiedziałem.
- A dlaczego? Im wcześniej, tym lepiej! - zaproponowała. O, już bez "misiaczku" na końcu zdania? - Misiaczkuuu... - zrobiła minę zbitego pieska. Nie wytrzymałem. Tak wszystko, nawet ta mina, kojarzyły mi się z nią... z tą ładną, zabawną, drobną i silną szatynką o uroczym uśmiechu!
- Posłuchaj. Dopóki moja przyjaciółka nie wyjdzie ze szpitala, ślubu nie będzie, rozumiesz?!
Erin spojrzała na mnie błagalnie. Nie chciałem wiedzieć, o czym ona rozmyśla:
- Nie i chuj! - wrzasnąłem na nią, zanim zdążyła otworzyć usta.
Coś czułem, że czeka mnie mnóstwo nieprzespanych nocy. Miałem wiele do przemyślenia. Zdecydowanie zbyt wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz