wtorek, 29 stycznia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 11.

Dotarliśmy do Hellhouse. Ponosiły mną nerwy, jednak Axl starał się temu zapobiec.
- Michelle, bądź grzeczna! - trzymał mnie za rękę.
Raz się żyje.
- W dupie to mam! - wrzasnęłam, i miałam się rzucić na Ulę z łapami, ale zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zakręciło mi się w głowie, nie wiedziałam przez moment gdzie jestem. Docierało do mnie echo głosu chłopaka. Jestem pewna, że zemdlałam. Ocknęłam się na łóżku. Rudy próbował mnie ocucić:
- Chelly, pobudka! Michelle! No nie rób sobie jaj! - denerwował się. Cicho jęknęłam. - Co się stało?
- Zemdlałaś. Wszystko okej? Dobrze się czujesz?
- A, no, zajebiście. We łbie mi się przewraca, aaa... - opadłam na poduszkę, gdy próbowałam podnieść głowę. Axl zmienił nieco temat. Oczywiście pytał mnie o to, czego się można spodziewać, np. dlaczego nienawidzę Uli.
- Bo wkurwia mnie jej imię - syknęłam.
- A masz jakiś inny powód?
- Obraziła Alice.
- A jeszcze coś innego? - najwidoczniej to był za słaby argument.
- Yy... ma na imię Ula! - warknęłam. W odpowiedzi usłyszałam śmiech rozmówcy. Zaraz się podniosłam, aby spytać, gdzie ta dziwka jest. Dowiedziałam się, że razem z Alice znajdują się w "salonie". Cholera wie, jak mam ten pokój nazwać. Nieważne, prawda? Ważne, że biegałam po pokoju.
- Zajebię szmatę! Oskalpuję!!! - wrzeszczałam będąc w ruchu. Axl zaczął mnie gonić. Piszczałam jeszcze głośniej. - Michelle, no, spokojnie... - złapał mnie wreszcie. - Chodźmy do dziewczyn, co?
Okej. Poszłam z nim w milczeniu. Gdy zobaczyłam uśmiechniętą Alice, poczułam się jakby... zdradzona?
- Alice! - wykrzyknęłam radośnie. - Czy wszystko w porządku? - przyłożyłam swoją dłoń do jej czoła.
- Tak, jasne. Czemu nie? - zapytała zdezorientowana.
WTF?! A tak chciałam jej wpierdolić!
- A spoko. To wy sobie gadajcie, a ja idę spać, bo głowa mi pęka... - ziewnęłam. Coś mi najwidoczniej nie wyszło - Axl złapał mnie za nadgarstek.
- A ty dokąd? Przeproś dziw... znaczy, Ulę! - uśmiechnął się przepraszająco do tej szmaty. Super.
- Nie! - boczyłam się jak dziecko.
- Bo powiem, co zaszło u Ciebie w domu! - zagroził. Momentalnie zbladłam, niepewnie mówiąc "Ale właśnie... nic nie zaszło, do cholery! Czemu tak sądzisz?" - Bo nazwałaś mnie małpiszonkiem! - zaśmiał się.
- MAŁPISZONEM! - wrzasnęłam.
- MAŁPISZONKIEM! - wrzasnął.
- NIE, KURWA! Małpiszonem, i chuj!
- Małpiszonkiem!
Katem oka spostrzegłam, że Ula i Alice siedzą wygodnie na kanapie, i bezczelnie jedzą popcorn. Kłociliśmy się dalej.
- Małpiszonem! - syknęłam, kiedy usłyszeliśmy wejście Slasha i Izziego w celu podebrania kolejnej działki. Zajebiście.
- A co się tu, kurwa, dzieje, yk?! - jebnął Izzy prosto z mostu.
- Małpiszonkiem! - wrzasnął Axl.
- Małpiszonem, do jasnej cholery! - odpowiedziałam spokojnie.
- O co come on? - zapytał Slash Ulę. Ula opowiedziała mu o kłotni. Dwójka ćpunów przysiadła się do publiki.
- Małpiszonkiem!
Zabrakło mi argumentów. Posunęłam się do ostateczności. Niewinnie przygryzłam wargę, odsuwając ramiona bluzki ku dołowi, odsłaniając powoli piersi. Obserwatorzy zawyli. Dziewczyny także. WTF?!
- I co? - wysiliłam się na seksowny ton. - Małpiszonem, tak?
- T-t-t-aaak... - jąkał się wokalista, wgapiając się w mój dekolt. - Ale ty masz zajebiste cycki! - gwizdnął z podziwem.
- To samo chciałabym powiedzieć o Twoim mózgu! - zaśmiałam się, ale zaraz mina mi zrzedła. Zabolała mnie głowa. Tym razem porządnie.
- No wiesz co? - Axl gwałtownie odsunął się ode mnie. - Ty nawet nie...
Zaczęłam płakać. No, normalnie... płakać.
- Michelle?! - stanął jak wryty zdziwiony chłopak. Publiczność obserwowała tę scenę bez słowa. - Dlaczego płaczesz? - zapytał z troską w głosie.
- Bo, bo... wypiłeś wtedy moją colę! - ryczałam.
- Colę?! Tylko o to chodzi? - zaśmiał się, co zmusiło mnie do jeszcze większego szlochu.
- Tą colę trzymałam przez... 7 lat... - rozpłakałam się na dobre.
- 7 LAT?! - wydukał przerażony Axl. - O kurwa, sory na moment... - zza ściany usłyszeliśmy odgłosy wymiotowania. Ble... w tym czasie łzy przesłoniły mi widok. Szłam, chwiejąc się na nogach... i nagle wyjebałam się o coś.
- Idę, w stronę światła... - Axl wrócił, a ja zaśpiewałam właśnie te słowa, leżąc na podłodze jak długa.
- Niedobrze z nią - po raz pierwszy od pewnego czasu odezwała się Alice. - Okej, ja za ręce, ty za nogi - zwróciła się do zdezorientowanego rudzielca.
- Spoko. A czy je umyła chociaż? - zapytał.
- Chyba sobie kpisz, kurwa! - Alice nie wytrzymała. Wrzeszczała na chłopaka, wyzywając go od niedorobionych lalusiów. W końcu zaniesiono mnie do pokoju z łożkiem.
- Sory, zostawię Was na moment - uśmiechnęła się blado dziewczyna. Axl usiadł przy mnie. Widząc, że otwieram oczy, zapytał:
- Michelle, co się dzieje, do jasnej cholery?
- Nie wiem, ja już nie wiem... - odszepnęłam, ukrywając twarz w dłoniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz