poniedziałek, 28 stycznia 2013

Don't You Cry Tonight... rozdział 10.

Wstałam z łóżka. Co dziwne, byłam całkiem wypoczęta, ale co ja, do jasnej cholery, robię na brzuchu Axla?! Lepiej wstanę, zanim się połapie, że trzymałam tam głowę. Spaliłam buraka... błagam, oby on tego nie widział! Jak to zwykle z moimi oczekiwaniami bywa... chłopak otworzył oczy.
- Michelle...? - zapytał zaspanym głosem.- Dobrze się czujesz? Wszystko okej? Chyba Cię nie zraniłem, co? - WTF?! O czym on gada...?
- O czym mówisz? - wydałam z siebie te słowa, mając na myśli "Czy między nami coś zaszło?"
- Mówię o plecach. Fajnie jechałaś nimi po korytarzu. Pamiętasz coś z wczorajszej nocy?
- Tak, pamiętam, ale nie jestem pewna końcówki... - znów się zarumieniłam. Posłał mi dziwne spojrzenie.
- Nic nie zaszło, nie bój się, zboczeńcu! - Axl trzepnął mnie poduszką w ramię. - Okej, ty sobie wstań, demoluj kuchnię, a ja sobie poleżę.
- Wypraszam sobie! Ja nie de... - poczułam na sobie wszechwiedzący wzrok wokalisty. - No dobra, jak chcesz. Naszykuj w razie czego telefon - puściłam oczko.

Krzątając się do kuchni, śpiewałam Caught Somewhere In Time. Nic nie poradzę - odruch wycia jest silniejszy ode mnie. Nie spodziewałam się jednak wejścia Axla do tej sceny jęków i ogólnej rozpaczy dla ucha:
- O kurwa! Ty naprawdę jesteś zajebista! - zawołał zaskoczony, plując Colą.
- Jestem Michelle, miło mi - wyciągnęłam rękę, ale on to zignorował. - A czemu każdy przyłapuje mnie w kuchni? - zapytałam z udawaną pretensją.
- Jesteś kuchenną rewolucjonistką Guns N' Roses! Witamy na pokładzie, Iron Maiden! Chyba, że już nią nie jesteś... - mrugnął porozumiewawczo.
Spojrzałam na niego krzywo. Czar chwili prysnął.
- A wiesz, co Ci powiem?
- Jesteś dziewicą? - spytał, niedowierzajac.
- ... jestem dziewicą! Jak będę zdesperowana, to może się skuszę, Axelku! - zaśmiałam się.
- To pewnie długo będę czekać, co?
- Dokładnie - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, po czym zaproponowałam mu śniadanie.
- Maaaamo! Ona chce mnie otruć! - piszczał, podnosząc głos o 3 oktawy. Słowo daję.
- Nie przesadzaj. No, za mamę... am! Za tatę... am! Za ciocię... za Slasha... am! To nie jest takie trudne, hę? - zrobiłam słynną minę zbitego pieska. Wiedziałam, że ją uwielbia. Jak inne małe dzieci.
Zabawa trwała, dopóki nie miałam już pomysłu na wymienienie członków zespołu i rodziny.
- A za Michelle, zjesz? Aaa... - naszykowałam kolejną porcję.
- Nie! - oburzony, wstał z krzesła. Następnie pokazał mi język. Aha, super. No, długi, no. Czego się podniecasz? - myślałam. Gdy już skończyliśmy jeść, naszykowaliśmy się do wyjścia. Jak to gdzie? Do Hellhouse! Może potem do Whiskey A GoGo, cholera nas tam wie...

Halo, halo, Alice...

Otworzyłam oczy i minęła chwila zanim uświadomiłam sobie gdzie jestem. Nie, chyba nie byłam pijana, wolę wersję, że zbyt szczęśliwa, by myśleć o tak przyziemnych rzeczach jak położenie geograficzne. Równie dobrze mogłabym być na Grenlandii, ale okazało się, że nie jestem wcale tak daleko od domu. Obudziłam się w mieszkaniu Duffa. Dobra, może trochę przesadziłam z "wodą".
"A jeśli do czegoś doszło?" - przemknęło mi przez głowę i zrobiłam szybkie oględziny. Na szczęście, wszystko wydawało się być na właściwym miejscu łącznie z błoną dziewiczą. Uff. Chociaż nie do końca... Gdzie do cholery jest Duff?!
- O, wstałaś już - przywitał mnie, wchodząc do czegoś, co kiedyś było jego pokojem. Czyli teraz już jest wszystko. No.
- Co tu się działo? - zapytałam, wskazując na podłogę, której właściwie nie było widać spod góry śmieci.
- Do niczego nie doszło! - zaczął krzyczeć - Przysięgam!
- Przecież wiem, czubie - nie mogłam go nie wyśmiać. Pod wpływem stresu zachowuje się jak małe dziecko - Podejrzewam, że gdybyś mnie rozdziewiczył, to szybko bym wytrzeźwiała.
- Jesteś dziewicą?! - wrzasnął niespodziewanie.
- Nie drzyj mordy! Jestem, a to jakiś problem?
- Nie, po prostu myślałem, że... - zmieszał się. Uroczo.
- Że daję dupy komu popadnie? - dokończyłam ironicznie.
- Ciesz się, że rozróżniam już Twoją ironię - uśmiechnął się, a ja poczułam przejmującą suchość w gardle. - To nawet dobrze się składa. Nie muszę się martwić czy jestem w tym lepszy, czy gorszy od twoich poprzednich. No i nie będę zazdrosny. Same plusy.
- Pieprzony egoista! - chciałam zacząć swoją serię kameralnych wyzwisk, ale przerwał mi pocałunkiem. Gdy skończył dziwnym trafem straciłam ochotę na wulgaryzmy. Co ta miłość robi z człowiekiem?!
Nagle odezwał się mój telefon. Jego dźwięk był tak donośny, że początkowe próby ignorancji spełzy na niczym. Przywitała mnie Michelle.
- Wracaj do domu. Mam niespodziankę. - i się rozłączyła. Nic więcej nie raczyła powiedzieć.
- Kto to? - zapytał ostro Duff.
- A co? Zazdrosny? - mówiłam już, że uwielbiam się z nim droczyć?
- Nie igraj ze mną - zagroził. Prawie się boję.
- Bo?
Nie odpowiedział. Zaczął mnie łaskotać. Wylądowaliśmy na kanapie. Spojrzał mi głęboko w oczy, jego ręka powędrowała po mojej szyi coraz niżej. Wyrwałam się. Nie wiem dlaczego, przecież mi się podobało. Chciałam tego, ale jeszcze nie teraz.
- Alice... - chciał coś powiedzieć tym swoim cudownym głosem, ale nie pozwoliłam mu skończyć.
- Muszę iść. - wybiegłam. Udałam się prosto do domu. Miałam nadzieję, że cokolwiek wykombinowała Michie, pozwoli mi choć na moment zapomnieć o swojej głupocie.
"Idiotko, taka sytuacja może się więcej nie powtórzyć!" - opieprzałam się w myślach.

U Michelle...

- O kurwa! - zawołał Axl, już drugi raz tego dnia, widząc wysoką dziewczynę, o której mówiła Alice.
- Ej, faktycznie... - zacisnęłam zęby, żeby jej czasem nie przyjebać, kusiło mnie. Chłopak, wysilając się na uprzejmość, powiedział "Cześć, Ula!". Ula? Ta dziwka, ma na imię ULA? Hahahaha! Zaczęłam się ryć ze śmiechu na głos.
- A Ciebie co tak bawi, szmato? - zaczepiła mnie.
- Ulaa... znajdź tępego... żuuula! - zawołałam melodyjnie, nie mogąc złapać tchu. Śmieszyło mnie to imię i już. Nie wiem, czemu, nie potrafię powiedzieć. Widziałam jednak, że blondyna zaczerwieniła się ze złości.
- Michelle... zrób przepyszny kisiel! - syknęła.
- Ty głupia dziwko! - wydarłam się, idąc na nią z łapami. - Przynajmniej ja umiem zrobić kisiel, a ty specjalizujesz się w lodach, szmaciaro Ty! - o mały włos nie przywaliłam jej w nos z pięści. Rudy mnie powstrzymał, łapiąc Ulę za nadgarstek i przyciągając ją do siebie.
- Tak się składa, że wczoraj obraziłaś moją przyjaciółkę - zaczął rozmowę słodkim tonem. - Może łaskawie poszłabyś przeprosić, co? - gotowałam się ze złości, a głos Axla mnie dobijał. Nie mógł jej wpierdolić chociażby z doniczki?! Podobno dziewczyny bije się tylko kwiatkiem...
- Która to? Ta? - spojrzała na mnie.
- Nie, dziwko! - wrzasnęłam, przy czym Axl zatkał mi gębę.
- Nie, ależ skąd! - jego głos stawał się lepki jak miód. - Chodź z nami, to Cię zaprowadzimy z Michelle, prawda? - zerknął na mnie, jakby chciał powiedzieć "rób, co mówię, jeśli życie Ci miłe!".
- Ugh... taaaak! - zawołałam, zmieniając głos na równie mdły, co Axl. - Oczywiście, że Cię zaprowadzimy... - ostatnie słowo musiałam wywarczeć. - AUA! - Chłopak mnie uszczypnął w nogę. Lepiej zamilknę, ale widoku tej jebanej suki nie mogłam przeżyć bez jakichś aluzji, ironicznych zagrywek, i tym podobne. Szliśmy razem z nią do Hellhouse, licząc na to, że Alice będzie obecna. Najlepiej z Duffem... mhawahahaha! - zaśmiałam się w duchu, zacierając ręce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz